Krótka lekcja wyjeżdżania

Urlop! Wakacje! W końcu! Pięć lat nie było okazji, żeby wyjechać, w tym roku się udało. I owszem, późno, ale dzięki temu omijam nieznośne upały na bułgarskim wybrzeżu. I ten wspaniały czas odpoczynku i relaksu jest stresujący jak jasna cholera.

Co mam na myśli? Nie udawajcie. Pakowanie, planowanie, zamawianie. Podatki opłacić, klientów poinformować, faktury rozliczyć, żeby przez tydzień świat się nie zawalił pod moją nieobecność. Idzie oszaleć.

Cały czas myślę czy mam wszystko. Zupełnie jakbym jechał na pustynię, gdzie nie ma sklepów. Na mroźny koniec świata, gdzie zdobycie jedzenia graniczy z cudem, nie mówiąc o paście do zębów. Matole jeden, do kurortu jedziesz, podrabiane Gucci dostaniesz za rogiem, a ty się o pastę martwisz…

A ile rzeczy może pójść nie tak! Zgubiony bagaż, zatrucie pokarmowe, przeziębienie od klimatyzacji, skręcona kostka, o oparzeniach słonecznych nie wspomnę. Kiedyś znajomi śmiali się ze mnie, bo na wszystkie wyjazdy pakowałem apteczkę. Śmiali się, dopóki ciężka sraczka nie zmuszała ich do zgłoszenia się po nifuroksazyd. Ha, szach mat!

fot. Andrew Neel, CC0

fot. Andrew Neel, CC0

Moja terapeutka miała ręce pełne roboty na ostatniej sesji przed wyjazdem. Jak zwykle – i jak widzicie wyżej – udało mi się wymyślić całą encyklopedię najczarniejszych scenariuszy, od drzazgi w palcu po najazd kosmitów. I chociaż to oznacza, że nic mnie nie zaskoczy (i to jest ten moment, kiedy życie z chichotem mówi Tak? Potrzymaj mi piwo!), to jednak mózg się może wyprostować od takiej negatywności.

Jak ludzie mogą beztrosko wyjeżdżać?! Spakować się i z uśmiechem pognać na lotnisko czy do samochodu, z drżeniem serca oczekując tygodnia czy dwóch relaksu i spokoju? Niewytłumaczalne. Próbowałem to zrozumieć, ale nie mogę.

Nawiasem, czy to tylko mój problem, ale czy inni też pakują ciuchy tak, jakby mieli narobić w portki po dwa razy każdego dnia? Mógłbym lumpeks postawić. Na trzy dni biorę MINIMUM pięć par bokserek. MINIMUM! I choć jestem już zdecydowanie w wieku, w którym kontrola zwieraczy jest dość powszechną umiejętnością… licho nie śpi!

Całe moje szczęście, że mizofobem nie jestem. Jakby do całej palety stresu związanego z wyjazdem dochodził jeszcze strach przed spaniem w obcej pościeli i korzystania z obcej łazienki, to słowo daję, że po każdym urlopie musiałbym brać L4.

Nie wspomnę oczywiście o tym nieznośnym oczekiwaniu, że muszę się świetnie bawić. Dzień bez ekscytacji jest dniem straconym, dzień bez zachwytu jest dniem zmarnowanym. I już czuję nadciągające wyrzuty sumienia, które nadejdą po jednym obowiązkowym dniu spędzonym z zimnym drinkiem nad basenem. Brrr.

A najgorsze w tym wszystkim? Jeszcze zanim wyjechałem jestem tym całym wypoczynkiem cholernie zmęczony…

Michał Zawisza Woyczyński

Michał Zawisza Woyczyński

Anglista, dziennikarz, PRowiec z wykształcenia, zamiłowania, zawodu i innych zrządzeń losu. Obserwator, magister sarkazmu i samokrytyki.

Komentarze