Jak żyć, panie wirusie?

Ludzkość ogarnęła poważna panika. Nie ze względu na szalejącego koronawirusa, który zbiera żniwo na całym świecie, o nie. Ludzie o wiele bardziej boją się czegoś innego...

Doszliśmy do wesołego etapu, kiedy niektóre półki sklepowe wyglądają jak na zdjęciach z PRLu (znam tylko ze zdjęć i opowieści, ale nie cieszę się, że mogę przeżyć to na własnej skórze). Widzieliśmy puste regały na papier toaletowy. Widzieliśmy maleńkie żeliki antybakteryjne, które starczą na trzy psiuknięcia, niegdyś wyceniane na 2-3 złote, teraz w cenie jak za pierwszej jakości ropę naftową. Spustoszone najazdem histerii wystawki, w których kiedyś stało mydło w płynie.

Ciekawe, że te wszystkie produkty (oprócz starego, dobrego papieru) nigdy nie schodziły w takim tempie. Spokojnie, nadaję ważny komunikat – do lata naród i tak zapomni o higienie i wrócimy do starego, dobrego pośmiardywania w komunikacji miejskiej.

Nawet ci, którzy nie śledzą na bieżąco newsów, mimochodem dowiadują się, ile to już ofiar pochłonęła pandemia. Ilu mamy chorych w kraju, ilu w Europie, ilu we Włoszech i w Chinach. Nie da się nie słyszeć.

Przyznaję, z początku sam byłem po tej nieco bardziej sceptycznej stronie mocy. Usilnie starałem się nie dać ogłupić panice i histerii, że HIVbola atakuje i wszyscy zginiemy. Dopóki mieliśmy jedno, dwa, pięć zachorowań w Polsce, starałem się myśleć trzeźwo. Uważać, ale nie dać się zwariować. Widziałem jednak, że dookoła mnie szerzy się myśl jak wyżej – dżuma i grypa hiszpanka miały nieślubne dziecko, które wpadło do kociołka Panoramiksa i nadciąga zagłada.

fot. Francois Hoang, CC0

fot. Francois Hoang, CC0

Co prawda dalej nie wierzę w totalną zagładę, ale już zacząłem się niepokoić. Pracuję zdalnie przez minimum dwa tygodnie, może dłużej. Mam w pokoju zapas rękawiczek – na wszelki wypadek. Nie wychodzę, jeśli nie muszę. Innymi słowy – robię swoje, usuwam swoje ogniwo z potencjalnego łańcuszka zarażeń.

I wiem, że ludzie jednak (choć nie wszyscy, ale idioci są wszędzie; Nagrody Darwina nie wzięły się znikąd) obawiają się wirusa.
Ale jednej rzeczy boją się o wiele bardziej. Ludzi przeraża izolacja. I to nie bycie samemu, bez bezpośredniego kontaktu ze znajomymi i przyjaciółmi. Ich przeraża bycie z rodziną. Rodzice nie wiedzą, co robić z dziećmi. Dzieci – co z rodzicami. Pary nie wiedzą, jak zniosą przebywanie ze sobą 24/7.
Radio, prasa, internet, telewizja pękają w szwach od psychologów i terapeutów, którzy uczą nas jak być ze sobą i się nie pozabijać. Dają rady typu czytajcie książki, grajcie w planszówki, gotujcie razem, znajdźcie czas dla siebie osobno. Wydawać by się mogło, że to oczywiste.
Jak to jest możliwe, że umiemy na co dzień radzić sobie z pracą, obowiązkami, rachunkami, a gdy przychodzi pobyć z bliskimi przez parę dni, to wariujemy? Czy to prawda, że kompletnie zatraciliśmy umiejętność przebywania ze sobą?

Jako ambiwertyk rozumiem potrzebę pobycia samemu. Chociaż lubię spotkania, rozmowy, towarzystwo, korzystam z wolnego żeby podładować baterie. Każdy czasem potrzebuje chwili samotności, nawet najbardziej zawzięty ekstrawertyk dostałby pewnie kociokwiku, jakby miał cały czas zabawiać towarzystwo.

Jak tylko zawisła nad nami groźba lockdownu, ludzie żartowali, że pod koniec roku będziemy mieć Baby Boom. Dlaczego coś mi podpowiada, że prędzej grozi nam Divorce Boom? Że to nie porodówki, a adwokaci rozwodowi zbiorą największe żniwo tego ambarasu?

Oduczyliśmy się prawdziwych relacji. Abstrahuję tu od trudnych sytuacji rodzinnych i konfliktów, które sięgają głębiej niż pandemia. Ale jeśli możemy, integrujmy się! Róbmy rzeczy wspólnie! Umiemy smalltalkować ad mortem defaecatam, z paniami w sklepie zamienić dwa zdania o pogodzie i cenie pomarańczy, ale z własną rodziną nie umiemy rozmawiać. Może to pora na zmiany.

A teraz wybaczcie, słyszę podejrzaną ciszę w domu. Chyba rodzina rozeszła się do swoich pokoi, więc to moja pora na myszkowanie w kuchni i wypad do łazienki. Nie widziałem się z nimi od trzech dni, i chciałbym, żeby tak pozostało.

Michał Zawisza Woyczyński

Michał Zawisza Woyczyński

Anglista, dziennikarz, PRowiec z wykształcenia, zamiłowania, zawodu i innych zrządzeń losu. Obserwator, magister sarkazmu i samokrytyki.

Komentarze