Biała flaga

Przez wiele lat aktywnie szukałam miłości. Od razu uprzedzę ewentualne komentarze - nigdy nie byłam desperatką zafiksowaną na punkcie znalezienia męża, po prostu bardzo długo wierzyłam w to, że gdzieś tam czeka na mnie ktoś wyjątkowy. W poszukiwaniach bratniej duszy towarzyszyła mi wola walki godna Rocky'ego Balboa i hart ducha, którego nie powstydziłby się sam Thomas Edison.

Dawno przestałam ufać bajeczkom typu i żyli długo i szczęśliwie. Wiem, że udany związek to przede wszystkim ciężka praca, pasmo porażek i kompromisów, żmudne docieranie się oraz niepewność. Jeszcze jakiś czas temu byłam gotowa podjąć każdy trud, udać się na każdą wyprawę, byle zdobyć upragnione złote runo. Dzisiaj czuję się zniechęcona i zmęczona.

Któryś z mędrców powiedział kiedyś, że miłości się nie szuka – przychodzi w najmniej spodziewanym momencie i rozkłada na łopatki. Fajnie to brzmi, tylko rzeczywistość raczej nie obfituje w szczęśliwe zbiegi okoliczności i prawdopodobieństwo, że spotkam miłość swojego życia w autobusie miejskim bądź warzywniaku, wynosi jeden do tryliona. Już wygrana w totka jest bardziej osiągalna.

fot. Olga Serjantu, CC0

fot. Olga Serjantu, CC0

Tak więc wzięłam sprawy we własne ręce. Zaczęłam od portali randkowych. Korespondowałam z ciekawymi mężczyznami i z nudziarzami, wypiłam z nimi morze kaw, liczne kieliszki wina, zjadłam kilka wspólnych obiadów – w żadnym przypadku nie pojawiło się obustronne iskrzenie i po napisaniu serii kurtuazyjnych, porandkowych maili jednogłośnie dochodziliśmy do wniosku, że ten tramwaj dalej nie pojedzie.

Przeniosłam się do świata speed datingu. Pomyślałam, że może krótka wymiana zdań w realu wytworzy z kimś nić porozumienia, zalążek wzajemnego przyciągania. Niestety, takie pogawędki zbyt często przypominały rozmowy kwalifikacyjne, opierały się na sztampie i totalnym braku spontaniczności. Mocno rozczarowana uświadomiłam sobie, że szybkie randki też nie są dla mnie. Aha, panowie nagminnie tchórzyli przed spotkaniami, co dodatkowo obniżało szansę na poznanie Tego Jedynego.

W następnej kolejności zaliczyłam karnawały dla singli, chrześcijańską Akademię Miłości (chociaż nie należę do osób regularnie chodzących do kościoła), byłam nawet o krok od rozkręcenia singlowego sylwestra – wszystkie moje wysiłki spaliły na panewce. Dlaczego? Dlatego, że prawdziwa miłość rodzi się w naturalnych warunkach. Fakt – niełatwo o szczęśliwy zbieg okoliczności, ale – skoro inne opcje zawodzą – chyba warto zdać się na przeznaczenie?

Wywieszam zatem białą flagę. Nie zarejestruję się odtąd w żadnym serwisie randkowym, nie pójdę na zorganizowaną imprezę dla samotnych, nie postawię nikomu plusa po pięciominutowym small-talku.

Rzucę wyzwanie losowi i zobaczę, czy przygotował dla mnie jakąś miłą niespodziankę. Kto wie, może jednak chowa dla mnie asa w rękawie…?

Marta Wiktoria Kaszubowska

Marta Wiktoria Kaszubowska

Doktor filozofii, autorka dwóch powieści beletrystycznych - Zapach tytoniu i Brakujące ogniwo, kulturoznawca.

Strona internetowa:
linkedin.com/marta-wiktoria-kaszubowska

Komentarze