O trzeźwości i sprawności w życiu twórcy

Nowy Rok sprzyja częstszemu poruszaniu spraw używek i zdrowych nawyków. Wszak większość osób właśnie wyleczyła posylwestrowego kaca, a także zapisała z nadzieją postanowienia noworoczne, które bardzo często dotyczą właśnie odrzucenia niesprzyjających dobremu samopoczuciu zachowań.

O ile zdrowie fizyczne oraz psychiczne wraz z zachowaniem trzeźwości są dla każdego czymś oczywistym, do czego raczej dążymy, o tyle jest pewna grupa społeczna… odstająca od normy. Przyjęło się, że artystom wolno więcej, że są z natury nieprzystosowani do grzecznych zachowań, nie znają umiaru i wcale nie muszą. Grunt, aby tworzyli i to z rozmachem. Nie ważne jest to ile lat życia przeżyją i czy na koniec będą w stanie przejść samodzielnie z łóżka do toalety. Niestety ludzie z reguły nie myślą o twórcach z empatią, tylko przez pryzmat stereotypów. Niektórzy uważają wręcz, że nie da się stworzyć nic dobrego na trzeźwo lub bez głębokiego życiowego doświadczenia, często definiowanego jako nurkowanie w bardzo mrocznych aspektach egzystencji i dekadencji.

Obserwuję ostatnio odświeżenie tego tematu w mediach i przyglądam się artystom oraz twórcom, którzy otwarcie mówią o wartości bycia trzeźwym i sprawnym. O tym, że szczerą prawdą o kreacji jest konieczność zachowania równowagi i ciągła uważność na to, co się wokół dzieje. Nie chodzi oczywiście o sztuczny stan idealnego obywatela, do tego bowiem twórcom bardzo daleko. Chodzi raczej o indywidualną drogę do tego, żeby zachować swoisty dystans wobec własnego ego i jego powtarzalnych zachcianek.

fot. Paolo Bendandi, CC0

fot. Paolo Bendandi, CC0

Jedną z osób, która często porusza ten temat, a nawet nagrywa o tym podcast Co ćpać po odwyku, jest pisarz Jakub Żulczyk. Odważnie mówi o artystach zdegradowanych na starość przez swoje młodzieńcze odurzenie, albo kończących śmiercią samobójczą w samotności. I jest w tym coś ważnego, przejmującego, by przypomnieć sobie o twórcach tego pokroju i uświadomić sobie, że ich tryb życia – tak, nawet artystów – zbiera po latach swoje okrutne żniwo.

A to, na ile bycie odurzonym, a nawet nieco niedołężnym z powodu letargu i apatii, wpływa na umiejętność wyrażania twórczego – pozostaje do samodzielnej oceny czytelników czy koneserów sztuki. Czy daje to pole do rozwoju, do wyrażenia szerszego spektrum stanów niż ochota, by się napić, naćpać lub ulżyć w inny sposób? I w codziennym życiu osób niezwiązanych ze sztuką, to pytanie także jest istotne. Czy faktycznie pewne przyzwyczajenia, schematyczne zachowania, jakby kalkowane z reszty społeczeństwa, sprzyjają złapaniu oddechu pełną piersią? Czy może dają tylko chwilową iluzję tego oddechu?

Martyna Borowska

Martyna Borowska

Pasjonatka pisarstwa, filozofii wschodniej, hermetyzmu i mentalnej transgresji.

Otwiera słowem drzwi percepcji na alslowia.pl.

Komentarze