Koła czasów

W kulturze europejskiej czas postrzegamy, jako ciągłą linię, ale z wyraźnie zaznaczonym początkiem (stworzeniem) i końcem (apokalipsą). Tymczasem hindusko-tybetański koncept czasu jest kolisty.

Zastanawialiście się, skąd w człowieku wzięła się potrzeba mierzenia czasu? Wszyscy jakoś i kiedyś, witają nowe – żegnają stare. To przyzwyczajenie, wyglądające odmiennie w zależności od kultury. Mierzenie czasu ma swój związek z historią, czy raczej ze spisywaniem jej. Z umiejętnością wyodrębnienia określonych zdarzeń z rzeki życia i zjawisk oraz przestrzeni natury.

W kulturze europejskiej czas postrzegamy, jako ciągłą linię, ale z wyraźnie zaznaczonym początkiem (stworzeniem) i końcem (apokalipsą). Tymczasem hindusko-tybetański koncept czasu jest kolisty. Objawia się to głównie w mentalności i duchowości mieszkańców tych ziem. Wzmocnione jest też wiarą w reinkarnację, lub w przypadku nieortodoksyjnych wierzeń – poczucie jedności z całym stworzeniem, życie w cyklu natury. Za to, starożytni Chińczycy widzieli czas skokowo. Ich pogląd na fizyczne oddziaływania między ziemią, niebem i przodkami, dotyczy życia w teraźniejszości. Skoki świadomości, wskakiwanie na wyższy level, odkrycia czy podboje, były momentami rozwoju, tworzącymi czas i historię.

fot. Murray Campbell, CC0

fot. Murray Campbell, CC0

Ilekroć przypominam sobie to rozróżnienie, widzę obecną uniwersalizację na świecie. To, że te czasy istnieją wszędzie. W wielu miastach można uczestniczyć w powitaniu Chińskiego Nowego Roku, tak samo jak naszego Sylwestra. Dzięki mentalnej gimnastyce łatwo pojąć sposób myślenia Hindusa, zrelaksować się i nie pędzić, co narzuca nam zachodnio-europejski paradygmat pracy.

Spoiwem przemyśleń o mierzeniu czasu było dla mnie cofnięcie się do początków religijności, która wpłynęła na nasze ziemie i objęła Europę. Bliski Wschód to miejsce, w którym łączyły się wierzenia pogańskie z orientalnymi. To tam powstał judaizm i narodziło się chrześcijaństwo. Zanim nastały, mitologiczny obraz życia był bardzo zbliżony do filozofii Dalekiego Wschodu, jak i terenów słowiańskich. Człowiek istniał nieodłącznie od rodu i państwa, to go definiowało, zaś kontakt z boskością miał dzięki królowi – wtajemniczonemu wysłannikowi. Co roku odtwarzano metaforyczne rytuały, które oznaczały faktyczne narodziny świata, a nie dodanie cyferki na kamiennej tablicy. Wraz z powstaniem judaizmu, uwaga człowieka skierowała się do wnętrza. Indywidualność zaczęła brać górę nad rytuałami wspólnoty. Narodziny stały się stworzeniem świata, a on czymś dokonanym, stałym.

Globalizacja ściera te wizje – jednostkowe oraz uniwersalne. Uzmysłowienie sobie tych zwrotów w historii pozwoliło mi z innej perspektywy spojrzeć czas, ale też na sposób odbierania obecnej rzeczywistości. Być może czasoprzestrzeń, używana powszechnie w nauce, bardziej tu dziś pasuje? Wprawia w ruch to, co zatrzymaliśmy na przestrzeni wieków.

Martyna Borowska

Martyna Borowska

Pasjonatka pisarstwa, filozofii wschodniej, hermetyzmu i mentalnej transgresji.

Otwiera słowem drzwi percepcji na alslowia.pl.

Komentarze