Siedziałabym tu, gdzie siedzę i słuchałabym tej samej, momentami przygnębiającej, muzyki. Może jedynie odrobinę bym się zmieniła na taką, która zmieniać się nie chce. Pozostałabym sobą jak z porodówki, kupiłabym landrynkowego laptopa i dalej marzyłabym.
Nie wiem czy moje marzenia miałyby inny wymiar. My, ludzie, mamy zwyczaj śnić o podobnie mało znaczących rzeczach. Jak odcień białej farby na ścianie w pokoju córki, czy domu na przedmieściach przytulnej, amerykańskiej ulicy.
Nie obiecywałabym sobie i innym, że będzie dobrze, i że nasz garaż spokojnie pomieści kilka samochodów. Więc chyba mniej bym się przejmowała, angażując tylko w te sprawy, w które warto. Miałabym intuicję babci od urodzenia, nie musiałabym poznawać się na ludziach i rzeczywistości.
Pewnie dużo więcej bym osiągnęła, nie grupowała obowiązków na te, które zrobię z trudem i te, których wcale z lenistwa nie ruszę, spałabym więcej i planowała każdy dzień, co do godziny.
Ale jaki miałoby to sens? Jest dobrze tu i teraz.
Helena Rowińska
Copywriterka z bagażem pomysłów, w różowych okularach, przez które stara się dostrzegać jedynie pozytywy.