Co robimyw ukryciu

Kilkanaście lat temu, widok osobnika gatunku Homo sapiens wesoło grzebiącego w śmietniku w poszukiwaniu pożywienia, nie byłby w stanie spowodować odczuć innych niż odraza mieszająca się ze szczerym współczuciem.

Co ja mówię – kilka lat temu wciąż byłoby to nie do pomyślenia, a i dziś nie zawsze spotyka się z przychylnością obserwatorów.

Złe miłego początki

Jednocześnie, w powyższej sytuacji zazwyczaj pojawia się zdecydowany komentarz, dotyczący bądź to organizacji systemu politycznego, który skazuje jednostki na taki rodzaj bytu, lub zupełnie odwrotnie: pojawia się utyskiwanie na kondycję społeczeństwa, za którą odpowiadamy wszyscy indywidualnie. Jednak w żadnej z tych sytuacji nie przebiega przez głowę obserwatora myśl o tym, jak często on sam mierzył się z podobną sytuacją. W dodatku we własnej kuchni!

fot. Jasmine Waheed, CC0

fot. Jasmine Waheed, CC0

No właśnie, jak często zdarzyło się Obserwatorowi puszczać wodze wyobraźni podczas zimowego wieczoru, gdy w lodówce zostało jedynie światło, w żołądku niewiele więcej a sklepy już dawno zamknięte? Finezja smaku ukryta w połowie paczki soczewicy i dwóch suchych piętkach zapomnianego bochenka – tytuł godny królów! Jak często Obserwator stosował słynną zasadę 5 sekund i pozwolił sobie na szybkie pochłonięcie smakowitego kąska, który miał kontakt z powierzchnią z rodzaju mniej czystych? Na bogów – co ze studiami i obróconym w żart powszechnym spożyciem produktów wątpliwej jakości nawet w momencie ich świeżości, która częstokroć zdążyła przeminąć? Czy Obserwator nigdy nie odkroił od zbyt miękkiej papryki niechcianego kawałka i udając, że nic się nie stało zjadł zrobiony na jej bazie gulasz? Na te pytania niech każdy odpowie sobie sam, w zgodzie z własnym sumieniem (lub jego brakiem).

Siła argumentu

Na szczęście ów stan rzeczy zmienia się na korzyść zwolenników twierdzenia, że to co dla jednego jest bezwartościowym śmieciem, dla innego może okazać się bezcennym skarbem. Wstyd poszukiwania resztek w celu zaspokojenia jednej z podstawowych potrzeb fizjologicznych przemienił się we freeganizm, nową modę i oznakę zmiany perspektywy. Polowanie na melony pod Owadzim Marketem jest rozrywką nowego pokolenia, wyrażającą ostatecznie tą samą myśl, która przyświecała babciom i dziadkom Obserwatora. Myśl o niemarnowaniu tego, z czego uwielbiamy tworzyć cuda, tego, co jest pieszczotą egzystencji i warunkiem dla niej koniecznym.

Możemy jedynie mieć nadzieję, że nie będzie to jedynie kolejny trend, który przebrzmi równie szybko co poczucie lęku przed pierwszym wejściem do śmietnika, ponieważ nagle okazało się, że konwenans konwenansem, ale kilka zwiędniętych listków sałaty czy jedna spleśniała truskawka robią na Obserwatorze zdecydowanie mniejsze wrażenie w otoczeniu nieprzebranego (dosłownie i w przenośni) morza dobroci.

Kinga Wiklińska

Kinga Wiklińska

Zafascynowana smakami Azji, kucharka z zawodu i powołania. Prywatnie tworzy wegańskie słodkości i zwiedza świat z kotem Syriuszem.

Komentarze