Ekstradycja tradycji

Błogosławione niech będą samowolka i fantazja! Niech na talerzach wita co ma ochotę - znane lub nie!

Skąd ten entuzjazm? Ano stąd, że jedne święta za nami, drugie nadchodzą nieubłaganie, a wraz z nimi cała plejada świątecznych potraw (lub ich całkowity brak w niektórych przypadkach, ale o tym później), które… no, niech będzie, że nie zawsze przypadają do gustu, a czasem przygotowywanie ich jest zupełnie bezsensowne.

Niegdyś wierzono, że pochowanych bliskich należy w ich dzień traktować podobnie do żyjących krewnych czy przyjaciół. Pośród nocy i obfitych posiłków oddawano im część pożywienia, podczas gdy rozmowy i śpiewy wznosiły się ku niebu i ziemi do świtu. Obecnie zaduszki to temat ciężki na tyle, że nawet najstarsze krople żołądkowe nie pomogą i bodaj jedyne święto w roku, podczas którego obiad jest jakiś taki smutny lub nie występuje wcale, wysyłając jedynie delegację z kawy, herbaty i przyschniętego sernika. No nic specjalnego, a ja uważam, że szkoda!

fot. Jed Owen, CC0

fot. Jed Owen, CC0

W wielu częściach świata wciąż celebruje się przejście na tamten świat jako coś wartego uwagi i radości. Proszę sobie wyobrazić pieczenie ciasteczek z twarzą dziadka, albo przystrajanie stołu małymi, jadalnymi nagrobkami? Nie żebym sugerowała zrobienie z tego kolejnej komercyjnej szopki (patrz: świeczniki w marketach), ale przydałoby się trochę finezji i polotu… wiadomo gdzie.

Ciężki stół, żołądek i sumienie

Skoro już o szopkach mowa – czy tylko mnie wigilijne potrawy od dziecka stawały (i stają nadal) okoniem w gardle. Można by rzec, że nawet sumem. Już nawet nie chodzi o sam weganizm i kwestie etyczne (o tym też za chwilę), jednak czy naprawdę – musimy w ten jeden dzień jeść to, czego i tak nikt raczej nie jada z radością? Podobno są osobniki, którym raduje się serce na myśl o karpiu zjedzonym w tę jedną, magiczną noc, pytanie natomiast jest zgoła innej natury: dlaczego karp ów nie gości na stole w żaden inny dzień? Czy inne ryby nie mają prawa zasiąść między szlachetnym śledziem i królem wód słodkich? Czy ktoś jeszcze bez przymusu spożywa kapustę z grochem? Czy, na bóstwa wszelakie i dowolne, potrawy postne muszą być tak dokładnie określone i odtwarzane bez większej refleksji?
No nie muszą, bo w niemal każdym domu są inne. Co więcej, uważam że argument postu posiada w tym przypadku zdecydowanie przeterminowaną definicję umiarkowania w jedzeniu i piciu.

Cóż zatem chcę powiedzieć? Że niezależnie od tego czy uważamy daną tradycję za godną podtrzymania czy nie, każdą warto przemyśleć i nawet zmodyfikować na swój sposób. Nikt nie ucieszy się z wiadra niekochanej sałatki jarzynowej gdzieś w kącie komórki, podczas gdy świętować lepiej w porcji jakości aniżeli rozmiaru. Jak mawiają – złote a skromne. I niech to będzie dewizą nadchodzących tygodni.

Kinga Wiklińska

Kinga Wiklińska

Zafascynowana smakami Azji, kucharka z zawodu i powołania. Prywatnie tworzy wegańskie słodkości i zwiedza świat z kotem Syriuszem.

Komentarze