Sztuka przetrwania

Gdyby w szafkach pozostały jedynie mole. Gdyby lodówka nie działała, lub - co gorsza - brzęczała cichą, zimną melodię, wciąż pozostając pustą.

Wyobraźmy sobie taką scenę: pomieszczenie wypełnia złote światło, unosi się zapach wykwintnych dań. Na złotych paterach piętrzą się ciasta i ciastka najróżniejszego rodzaju, pomiędzy które upchnięte zostały najpyszniejsze praliny. Talerze pomiędzy paterami nie mieszczą gnieżdżących się na nich pasztecików, wędlin i innych wytrawnych smakołyków, podczas gdy tuż za nimi czekają deski wyjątkowych serów i półmiski owoców.
A co, gdyby tego nie było?

No dobrze, może przesadziłam – zejdźmy na ziemię. Sytuacja bardziej realna: poranny spacer do sklepu, po świeże bułki, trochę warzyw, może nabiał. Wszystko blisko, lokalny targ umiejscowił się tuż obok najlepszej w mieście piekarni. O, obok rzodkiewek pan wystawia swojski twaróg. Bierzemy.
A co jeśli ten scenariusz też nie byłby możliwy?

Do trzech razy sztuka. Listopadowy wieczór, za oknem żadnych niespodzianek – mżawka i wichura. Pora kolacji, w lodówce podobnie jak za oknem, żadnych zaskoczeń. Jednak wychodzić niesporo w taką aurę, a jeść się chce. Rozpoczyna się zatem polowanie na sawannie zapomnianych mąk, kasz, passat i kisieli.
Arktyczne pole zamrażarki skrywa kolejne skarby, zaklęte w czasie posmaki lata, koperek, fasolka i coś niecoś z ostatniego świniobicia u stryjka. Plejada możliwości na naleśniki, pulpety, frytki… Ale nie ma nic do jedzenia.

fot. Alex Plesovskich, CC0

fot. Alex Plesovskich, CC0

No dobrze, co gdyby faktycznie nie było?
Gdyby w szafkach pozostały jedynie mole. Gdyby lodówka nie działała, lub – co gorsza – brzęczała cichą, zimną melodię, wciąż pozostając pustą. Gdyby na półkach spiżarni nie pałętały się rozmaite słoiki z napisami kreślonymi drżącą dłonią babci lub ciotki? Nic kompletnie.

To, że bierzemy dobrobyt za gwarant i naturalny stan rzeczy nie jest żadnym odkryciem, bo do komfortu dąży każdy gatunek. Do zbytku zasadniczo też. To, że nadużywamy zasobów na własną chwałę i podobieństwo również od dłuższego czasu figuruje w słowniczku pojęć społecznych. Jednak co się stanie gdy odwrócimy sytuację?
Nie myśląc o dobrych uczynkach, filantropii czy sporach o środowisko i jego problemy – czy jesteśmy w stanie przetrwać? Mówię o sytuacji indywidualnej, bo o sam gatunek homo sapiens absolutnie nie zdarzyło mi się martwić.

Nie chcę tutaj prawić morałów, nie dam też przepisu na to jak skutecznie przeżyć, albowiem takowy nie istnieje. Szanse wzrastają wraz ze wzrostem poziomu wiedzy o lokalnej florze i faunie, o tym jak możemy bezpiecznie dostarczyć naszym organizmom wody i paliwa niezbędnego do przetrwania. I żadne współczesne zabezpieczenie tego nie gwarantuje. Nie ganię, jedynie nakłaniam do refleksji – w wyjątkowo nieprzewidywalnych czasach przyszło nam żyć.

Kinga Wiklińska

Kinga Wiklińska

Zafascynowana smakami Azji, kucharka z zawodu i powołania. Prywatnie tworzy wegańskie słodkości i zwiedza świat z kotem Syriuszem.

Komentarze