Odrodzony Riverside

Kiedy dwa lata temu niespodziewanie zmarł gitarzysta grupy, Piotr Grudziński, przyszłość Riverside stanęła pod znakiem zapytania. Ostatecznie zespół postanowił kontynuować działalność w pozostałym trzyosobowym składzie.

Jest polski zespół, który bardziej jest znany w Europie niż w naszym kraju. Większość swoich koncertów gra za granicą, jest doceniany na europejskich festiwalach. I choć gra muzykę nie będącą w głównym nurcie, nie jest tak ekstremalnie niedostępna jak twórczość Vadera czy Behemotha. Ten zespół to Riverside, który właśnie wydał siódmy studyjny album, jeden z najciekawszych w swojej karierze.

Riverside, fot. Oskar Szramka, materiały prasowe Riverside

Riverside, fot. Oskar Szramka, materiały prasowe Riverside

Kiedy dwa lata temu niespodziewanie zmarł gitarzysta grupy, Piotr Grudziński, przyszłość Riverside stanęła pod znakiem zapytania. Ostatecznie zespół postanowił kontynuować działalność w pozostałym trzyosobowym składzie. To tragiczne wydarzenie pozostawiło też ślad na nowej płycie. Wasteland, choć nadal pozostający w nurcie rocka progresywnego, jest bardziej wyciszony od swoich poprzedników, a gitara elektryczna nie jest dominującym instrumentem prawie połowy utworów.

Jak to często bywało w przypadku płyt Riverside, jest ona pewną spójną całością, koncept-albumem, który rozpoczyna miniatura The Day After, a kończy pełniący funkcję kody The Night Before. Album świetnie wpasowuje się w jesienny klimat – jest bodaj najbardziej melancholijną i emocjonalną płytą w historii grupy. Dominuje w niej tematyka post-apokaliptyczna, teksty więc wesołe nie są, ale to tym razem nic nowego.

Wasteland, Riverside, 2018, fot. materiały prasowe Riverside

Wasteland, Riverside, 2018, fot. materiały prasowe Riverside

Płyta jest dynamicznie zróżnicowana. Zaczynamy wspomnianą miniaturą, w której jedynym instrumentarium są delikatne elektroniczne dźwięki. Później jest już mocniej, w dwóch kolejnych utworach pojawiają się dynamiczne gitary, jednak czasem ustępują miejsca spokojniejszym fragmentom. Podobnie jest w drugiej części płyty. W balladach dominuje gitara akustyczna i instrumenty klawiszowe, wyraźniejsze brzmienia są rzadkością – jak w finale pięknego River Down Below. Mamy za to kawałek w pełni instrumentalny, dzięki któremu możemy poczuć się jak na koncercie, na którym muzycy prezentują swoje niemałe umiejętności. Ostatni utwór to jedna z trzech ballad. Tu jedynym instrumentem jest nastrojowe pianino – to z pewnością jedna z najbardziej urzekających piosenek w historii grupy.

Riverside, fot. Oskar Szramka, materiały prasowe Riverside

Riverside, fot. Oskar Szramka, materiały prasowe Riverside

Dobrze, że wychodzą cały czas takie płyty jak Wasteland i nawet, jeśli słuchamy jej w serwisie streamingowym, doceńmy zamysł autorów, poświęćmy trochę czasu i posłuchajmy jej od początku do końca – bo przede wszystkim w całościowym odsłuchu tkwi jej siła.

Piotr Słyszyński

Piotr Słyszyński

Absolwent socjologii i dziennikarstwa. Pasjonat muzyki, szczególnie rockowej i alternatywnej. Zainteresowany głównie polską kulturą.

Komentarze