Brak stresu
Dzisiejszy dyplom wyższej uczelni jest wart połowę, albo mniej niż dyplom sprzed dekady czy dwóch. Prywatyzacja edukacji wyższej, jej komercjalizacja, spowodowała degradację tytułów naukowych.
- 20.02.2017
- Ludzie
- Niepoprawnie
Należę do pokolenia, które w tej dekadzie przekroczy połowę spodziewanej długości życia. I jako osoba aktywna zawodowo, obserwuję młodych ludzi wchodzących na rynek pracy. Jest tragicznie. Serio. I nie chcę krytykować samych ludzi, bo to nie do końca ich wina… chociaż może i jest. Zresztą wnioski wyciągnijcie sami. Ja spróbuję przedstawić kluczowe problemy, które obserwuję.
Zwycięstwo
Kiedyś było sukcesem. Wymagało wyjścia poza własne możliwości. Żeby wygrać, trzeba było być lepszym od innych, czasem przekroczyć granice własnych możliwości. Poprzeczki były postawione wysoko. I to od najmłodszych lat. Dziś, te poprzeczki, niczym w limbo – są ciągle niżej i niżej. Jednostki wybitne nie mają po co się starać, średniaki zawsze wygrywają, równamy do najgorszych, bo nie mogą być wykluczeni. Gdy przeciętniacy wychodzą z matni edukacyjnej, nie rozumieją, że poprzeczka jest zawieszona wysoko i nikt jej nie obniży. Co więcej, będzie tylko podnoszona, jeśli chcą czegoś więcej niż minimalnej krajowej czy awansu.
Dyplom
Z całym szacunkiem do osób ciężko walczących o licencjaty czy magisterki, ale dzisiejszy dyplom wyższej uczelni jest wart połowę, albo mniej niż dyplom sprzed dekady czy dwóch. Prywatyzacja edukacji wyższej, jej komercjalizacja, spowodowała degradację tytułów naukowych. Magister to był tytuł naukowy. Dziś jest oznaką ukończenia dodatkowej szkoły. I niczym więcej. Pracodawcy często nawet nie patrzą, jaką szkołę ktoś skończył. Liczy się to, że coś tam ma. Weryfikują umiejętności. Bo szkoła wyższa i jej ukończenie tego nie gwarantują.
Głaskanie
Kiedy byłem dzieckiem i spadłem z drzewa, poobijałem się czy pobiłem z kolegami, to w domu mogłem liczyć na dodatkowy stres. Rodzice nie głaskali mnie jak odwaliłem jakiś numer albo z własnej głupoty zrobiłem sobie krzywdę. Pomagali i nie pozwolili bym umarł z zakażenia czy leżał poobijany bez opieki. Ale cięgi zbierałem.
Dziś rodzice się litują, skupiają na rozdartym ciuszku czy obitym kolanku. I głaszczą, że wszystko w porządku. To nie pomaga. Bo w dorosłym życiu za swoje głupoty się samemu odpowiada, mama nie przytuli, tata nie pójdzie postraszyć drabów spod szkoły. I brak takiej stanowczości i wskazówek, powoduje, że młody człowiek źle znosi porażki, załamuje się niepowodzeniami, nie potrafi prawidłowo ocenić sytuacji, nie widzi swojej winy, tylko swoją krzywdę. I wymaga pobłażliwości i opieki.
Nie-rzeczywistość
Swoją drogą, o jakim chodzeniu po drzewach mówię. Dziś młodzi ludzie są wychowywani przez smartfony, tablety, komputery i konsole. I nie znają rzeczywistości, tylko jej cyfrowo przetworzone odzwierciedlenie. Zamknięci w tym świecie, często nie potrafią sobie poradzić z rzeczywistością, gdzie ludzie nie są piękni i nie pachną, opiekunowie i pracodawcy to nie ułożeni i politycznie poprawni zwierzchnicy. Ludzie się do siebie nie uśmiechają na ulicy, w klubach nie bawi się wyłącznie kolorowa młodzież pijąca soczki, a współpracownicy, to nie chcący pomóc najlepsi kumple i koleżaneczki od kawki.
Dyplom
Co z tym zrobić? Szczerze – nie wiem. I nie muszę wiedzieć. Tam gdzie mogę, sygnalizuję problem, bo on istnieje i staje się coraz bardziej dostrzegalny. Ale co ja tam mogę – napisać o tym do magazynu internetowego, nawrzucać mięsa na blogu czy ponarzekać na YouTube. I zniknąć w natłoku hejtu, trollingu i zwyczajowej już postawy „wyje**nia”. Bo jednego jeszcze te pokolenia nie lubią i nie rozumieją – krytyki. Z tym zresztą i ja czasem mam problem, bo nie wszyscy wiedzą, co to i mylą osobiste ataki z merytoryczną dyskusją… ale nie o tym ten tekst.
Który zresztą już skończyłem…
Jakub Ciećwierz
Niedoszły absolwent kulturoznawstwa SWPS, korpo-szczur, internetowy szperacz i bloger.
Czciciel metalu, geek i niepoprawny mieszczuch.