Szkolimy się!

Dr Ericsson, naukowiec Uniwersytetu Stanowego na Florydzie, opublikował w latach 90. ubiegłego wieku wyniki swoich badań. Obliczył, że aby zostać mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie, trzeba poświęcić na ćwiczenia 10 000 godzin.

Zwykle podchodzę sceptycznie do rewelacji amerykańskich naukowców, ale w przypadku dr Ericssona myślę, że nawet jeśli się pomylił, to pomylił się niewiele. Może tak naprawdę tych godzin potrzeba 9 000, a może 12 000. Jednak na pewno nie 6. Ani nie 15…

Z dyplomem pod pachą

W dzisiejszych czasach ludziom odwaliło na punkcie szkoleń. O 10 000 godzin do mistrzostwa mało kto już pamięta. Nowe umiejętności na poziomie eksperta można dziś posiąść o wiele, wiele szybciej. Na przykład w ciągu jedno- czy dwudniowego warsztatu. Wystarczy zapłacić. Wystarczy wysłuchać eksperta. I wyjść z dyplomem pod pachą. No dobra, nie zawsze jest aż tak łatwo, bo na przykład na perfekcyjne opanowanie języka weekend nie wystarczy, trzeba te 30 dni jednak poświęcić…

Wystarczy bardzo chcieć!

Wspomniane 30 dni to zresztą kolejny zajob. W 30 dni możemy dziś nie tylko nauczyć się języka obcego (na którego dobre opanowanie nasi przodkowie przeznaczali tak mniej więcej pół życia), ale też zostać mistrzami uwodzenia, elektrykami, fizykami nuklearnymi, ekspertami programowania albo milionerami (tak, tak – wystarczy bardzo chcieć!). No ok, trzeba trochę kasy wyłożyć, ale przecież nie ma nic za darmo. Nie ma też czasu, by się nad danym tematem naprawdę pochylić. Ale 30 dni z pewnością styknie…

fot. Sharon McCutcheon, CC0

fot. Sharon McCutcheon, CC0

Podatny grunt

Najbardziej przerażające w tym wszystkim wcale nie jest to, że firmy szkoleniowe doją kolejnych naiwniaków. Najbardziej przerażające jest to, że ci naiwniacy, po kilkudniowym kursie w stylu doznaj oświecenia w weekend, kończą kolejny kurs (zwykle kilka razy droższy i o kilka dni dłuższy od poprzedniego), po którym sami zostają szkoleniowcami. Tym sposobem największe nawet brednie znajdują podatny grunt do tego, by dalej zatruwać (pół)mózgi kolejnych naiwniaków.

Gówno w błyszczącym papierku

Czy ten obłęd kiedyś się skończy? Wątpię, w każdym razie nie za naszej kadencji. Rynek szkoleniowy, na którym – co trzeba jasno powiedzieć – nadal nie brakuje dobrych i uczciwych firm, zdominowany został jednak przede wszystkim przez wszelkiej maści narwańców. Takich, którzy chcą się szybko dorobić. Takich, którzy obiecują uczestnikom swoich kursów i seminariów złote góry. I w końcu – takich, którzy tak naprawdę oferują im gówno w błyszczącym papierku. Niestety – dopóki będzie popyt, będzie i podaż. Zaklinam Was zatem (dla dobra ludzkości): nim wybierzecie się na kolejne weekendowe szkolenie… nim dacie się omotać samozwańczym ekspertom… nim Wasze ciężko zarobione pieniądze pójdą w błoto… wspomnijcie Dr Ericssona i zapytajcie samych siebie, czy aby na pewno wszystko to jest tak bajecznie proste, jak obiecują Wam krzykliwy folder, strona www czy zatrudniony na prowizji znajomy z podstawówki…

Marcin Jaskulski

Marcin Jaskulski

Warszawiak. Z wykształcenia ekonomista. Autor powieści i poradników, bloger, copywriter.

Strona internetowa
www.contenido.pl

Komentarze