W jakiego boga nie wierzysz?

Podrapał się po brodzie szukając w niej satysfakcji, ale nie znalazłszy, z jakąś taką nadzieją w głosie, lekko dobrotliwym tonem podpowiadającym jedyną słuszną odpowiedź, zadał mi to ostatnie pytanie...

W sobotę wylądowałam na warszawskiej Pradze w knajpie o nazwie Skup Butelek. Na głównej ścianie zapyziałej salki koncertowej widniał dość gigantyczny napis: SZKŁO. Nie byłoby w tym nic godnego odnotowania, gdyby nie fakt, że trzy dni wcześniej napisałam tekst o butelkach i szkle, i stał się on kolejnym moim proroctwem, niezamierzonym ściągnięciem sobie na głowę takiego właśnie losu.

Tak kochani, to co piszę zawsze się zdarza. Jeśli nie w przeszłości, to na bank w czasie przyszłym. I oczywiście nie ma mowy o tym, żeby wydarzyło się coś dobrego. Zawsze zło. Czemu się z kolei nie dziwię, najpierw trzeba by coś dobrego napisać.

Ale w czym rzecz? Otóż w ponurej scenerii Skupu Butelek zawędrowałam w labirynt rozmów o Bogu i perspektywie życia po śmierci. Sami przyznacie, temat beznadziejny. Tym bardziej beznadziejny, że o ile traktujący o śmiertelności – sam w sobie jest nieśmiertelny. Od wieków ludzi pochłaniający, po wieczność zgubny. Ale tak mnie i przypadkowo uciułane przeze mnie towarzystwo zajął, że nikt z obecnych nie zauważył, kiedy została zakupiona piąta zero siedem. I kiedy wybiła szósta zero sześć. Człowiek po takiej dawce konwersacji nie ma już wiele do powiedzenia. Rozmowy o Stwórcy zaklęte nocą w szkle niczym dżin, nad ranem z niego ulatują, zostawiając jedynie głuchy jęk wiatru wędrującego po pustych jak skacowane głowy, butelkach.

I właściwie powinno się wtedy porzucić wszelkie dysputy, zamilknąć i w ślad za nieustalonym bogiem, zniknąć. Tak też postanowiłam. Została mi jednak ostatnia konwersacja – rozmowa z dyspozytorem korporacji Taxi – Grosik. Gdy więc wylądowałam w pluszowej taksówce, postanowiłam cicho siedzieć i drzemać. Niestety, nie dało się. Warszawscy taksówkarze należą bodaj do najbardziej rozgadanego towarzystwa na świecie i żadne odburknięcia ich nie zrażają. Dlatego, gdy kierowca zadał mi siedemnaste pytanie w stylu: skąd jestem, dlaczego akurat Skup Butelek, i jak się bawiłam, wściekła na to burzenie pożądanej ciszy, wyskoczyłam jak z karabinem maszynowym:
– Ubawiłam się setnie! To była najbardziej konstruktywna impreza w moim życiu! Całą noc w jakiejś zatęchłej dziurze rozmawiałam o bogu, w którego nie wierzę!
Facet spojrzał przez okno gdzieś w górę, jakby się spodziewał nagłego piorunu, gdy ten jednak nie uderzył, postanowił się upewnić:
– Nie wierzy pani?
– Nie.
Podrapał się po brodzie szukając w niej satysfakcji, ale nie znalazłszy, z jakąś taką nadzieją w głosie, lekko dobrotliwym tonem podpowiadającym jedyną słuszną odpowiedź, zadał mi to ostatnie pytanie – pytanie, które wciąż dźwięczy mi w głowie szklanym dźwiękiem oddawanych do skupu butelek, choć weekend minął, choć się wyspałam, choć niby opuściłam tę szklaną nierzeczywistość:
– Ale rozumiem, że nie wierzy pani w tego naszego Boga… Czy co?
Pytanie to zostawiło we mnie głębokie przekonanie o potrzebie religijnego patriotyzmu. Nawet jeśli ktoś deklaruje brak wiary, powinien zaznaczyć, jakiej religii ten brak wiary dotyczy! Żaden bowiem szanujący się warszawski taksówkarz nie będzie woził po polskiej stolicy kogoś, kto nie wierzy w jakiegoś obcego (może protestanckiego? prawosławnego? a może nie daj Bóg, jakiegoś islamskiego?) boga. Dlatego z miejsca kierowcę uspokoiłam:
– Oczywiście, że w naszego.

Sylwia Kubryńska

Sylwia Kubryńska

Pisarka i blogerka związana z gdańskim środowiskiem literackim.

Prowadzi Najlepszego Bloga na Świecie*
www.kubrynska.com

Sylwia Kubryńska poleca:

BaBa

Komentarze