W dobrej kondycji

Sztuczne inteligencje zaczynają mieć tajemnice. W kwadrans możemy stać się zupełnie kimś innym w nowym, cyfrowym świecie i równie szybko możemy w tym świecie przestać istnieć. Kreujemy i panujemy nad nowymi rzeczywistościami, zanurzamy się w nich, eksplorujemy je i niszczymy pstryknięciem palca. Czekamy na szturchnięcie z sąsiedniej gromady gwiezdnej.

Codziennie zbliżamy się do przyszłości. Czytamy doniesienia o nowych odkryciach. Uczymy się uzyskiwać paliwo z dwutlenku węgla, budujemy silniki, które tego paliwa nie będą potrzebowały. Robimy dziury w czasoprzestrzeni i zderzamy kwarki, by pochłonęły wszystko w czarnej dziurze. I patrzymy w gwiazdy, nieśmiało wyciągając do nich rękę. Liczymy także na to, że tam w gwiazdach ktoś na nas patrzy i odwzajemni ten gest. To szturchnięcie mogłoby zjednoczyć ludzi, zatrzymać wojny, skończyć niesnaski i pozwolić nam myśleć o Ziemi, jak o domu. Nie jak o wynajętym apartamencie bez kaucji zabezpieczającej.

fot. CC0

fot. skeeze, CC0

Patrzymy i czekamy. Naukowcy grzebią w materii, politycy knują jak najwięcej ugrać na tym przejściowym okresie. Bo przechodzimy globalną ewolucję. Powolną i bolesną. Od setek lat. Teraz przyspieszamy, na przekór woli tych, dla których przeszłość i historia są nadal ważniejsze od dziś i jutro. I patrzymy w gwiazdy czekając na znak.

Opadają coraz to nowe fasady. Biznes uwalnia się ze sztywnych kajdanów pieniądza i zaczyna patrzeć poza zyski. Ludzie gubią się w opcjach, które mają i zaczynają patrzeć ponad to, kim są, nieśmiało zaczynając wierzyć w to, kim być mogą. Technologia staje się kolejnym zmysłem, przekraczającym marzenia parapsychologów, wróżek i proroków. Potrzeba tylko puszczonego do nas oka, z galaktyki tuż obok.

Sztuczne inteligencje zaczynają mieć tajemnice. W kwadrans możemy stać się zupełnie kimś innym w nowym, cyfrowym świecie i równie szybko możemy w tym świecie przestać istnieć. Kreujemy i panujemy nad nowymi rzeczywistościami, zanurzamy się w nich, eksplorujemy je i niszczymy pstryknięciem palca. Czekamy na szturchnięcie z sąsiedniej gromady gwiezdnej.

Dzielimy się emocjami, wrażeniami i myślami szybciej niż kupujemy bułki. Przyjaźnimy się z kimś z Szanghaju lub Wellington bardziej, niż z sąsiadem, którego pies sika nam na wycieraczkę. Możemy pozbyć się grawitacji dla zabawy, albo pastylką zmienić to, jak się czujemy i co myślimy. Jesteśmy władcami naszych mikroświatów. I potrzebujemy kogoś spoza naszego świata, żebyśmy mogli się otworzyć.

fot. CC0

fot. shotput, CC0

Ten ktoś czeka tuż obok. Obserwuje.

Widzi jak wytaczamy czarną krew z naszej planety wyłącznie dla zysku. Widzi jak zabijamy siebie wzajemnie i inne gatunki dla zysku lub zabawy. Jak plujemy na siebie wzajemnie tylko, dlatego, że komuś brakuje melatoniny, a ktoś ma jeden upośledzony chromosom. Nienawidzimy innych, bo lubią coś innego niż my, albo czytają inne bajki na dobranoc. Oddajemy hołd tyranom i nadzorcom, nie z braku wiedzy, tylko z lenistwa i konformizmu. Kopiemy słabszych, bo możemy, albo nauczono nas, że to jest w porządku i tak robili zanim się pojawiliśmy w tym miejscu. I ciągle popełniamy te same błędy, robimy cały czas te same rzeczy licząc, że efekt będzie inny.

I ten ktoś patrzy i nie wyciągnie ręki. Bo jesteśmy zbyt dzicy, zbyt nieokrzesani, zbyt niebezpieczni. Dla niego, ale i dla samych siebie.

A może go tutaj w ogóle nie ma. Nie patrzy, nie ma pojęcia o naszym istnieniu. Tak jak my przez całe tysiąclecia nie wiedzieliśmy nic o bakteriach. Wtedy niech się pilnuje, bo może się okazać, że będziemy wyjątkowo złośliwym wirusem. Tylko jeszcze nie znaleźliśmy ofiary, która będzie się nadawała do tego, żeby wyzwolić zabójczy potencjał, który dopiero odkryjemy.

fot. CC0

fot. ColdSmiling, CC0

Pewnie jednak śpi spokojnie, bo na każdy wirus jest szczepionka, antybiotyk, lekarstwo. Może, więc dobrze, że się nie spotkaliśmy. Dla niego i dla nas.

Jakub Ciećwierz

Jakub Ciećwierz

Niedoszły absolwent kulturoznawstwa SWPS, korpo-szczur, internetowy szperacz i bloger.
Czciciel metalu, geek i niepoprawny mieszczuch.

Komentarze