Święte nauki dystansu

Spokój wyobrażam sobie jako odczucie, które jest sprzężone z dystansem. Nie oznacza to obojętności, choć to ona pierwsza nasuwa się na myśl.

Dystans to coś innego. To umiejętność obserwacji, odczytywania rzeczywistości, brania w niej udziału, ale ze swoistą powściągliwością, która ma uchronić nasze indywiduum przed nadmiernymi wpływami z zewnątrz.

Dystans nie jest oziębły, chłodny, bezkompromisowy. Bierze się z troski o samego siebie i otoczenie. Ponieważ nasze emocje, zachowania, panika czy stres, oddziałują na bliskie osoby, warto dać im przestrzeń w bezpiecznym miejscu i przyjrzeć się im z dystansem, a potem puścić. Wszystko płynie, pisał Heraklit z Efezu. Nie ma potrzeby zawieszać się na krótkotrwałych emocjach. Lepiej pielęgnować te, które pozwalają nam wzrastać i rozwijać takie sposoby myślenia i działania, jakie dziś są potrzebne.

fot. Johnson Wang, CC0

fot. Johnson Wang, CC0

A hinduscy filozofowie by powiedzieli, że wszystko jest iluzją. Ale nie mówią tego przekreślając świat na zewnątrz, tylko podkreślając jego nietrwałość, a głównie – nietrwałość naszych przywiązań. To bardzo proste! Budowanie związku na przywiązaniu do drugiej osoby może skończyć się różnie. Za to, jeśli budujemy relację na głębokim uczuciu miłości, to jesteśmy już na zupełnie innym poziomie. Wszak są na świecie nie tylko rzeczy o których nie śniło się filozofom, ale też rzeczy ponadczasowe, uniwersalne i tym samym bardzo bezpieczne, by im zawierzyć.

Dystans najbardziej kojarzy się jednak z buddyzmem zen, z medytacją nad pustką, nicością, nietrwałością. Nad niedopowiedzeniem. To wielki ukłon w stronę tego, co niezrozumiałe. Przypomina nam o tym, że nawet jeśli coś wydaje się jakieś, to w istocie... może być zupełnie inne. Ma do tego prawo! Tak samo, jak my mamy prawo do zmiany, tak i świat wokół nas, zdarzenia, sytuacje, mają prawo do ciągłych fluktuacji. Dlaczego nie? Przecież gdyby tak nie było raczej byśmy się strasznie nudzili.

Zaskakująca dla mnie jest proza japońskiego pisarza, który operuje tymi spostrzeżeniami w całej swojej twórczości. Haruki Murakami w jednej ze swoich książek Tańcz, tańcz, tańcz, stworzył fabułę, która w pewien pokręcony sposób jest wręcz przygodowa. A zarazem jest tak do szpiku normalna, tak codzienna, ot – proza życia. Grunt to znać kroki taneczne odpowiednie do swoich prywatnych cech charakteru. I tańczyć najpiękniej jak się umie. A reszta? Będzie i będzie zmieniała się na naszych oczach tak, jak robi to od wieków. Spokojnie. Tylko tańcz i poznawaj siebie, bo to na tym skrawku świata budujesz każdy dzień i każdy świat, w który zechcesz akurat uwierzyć.

Martyna Borowska

Martyna Borowska

Pasjonatka pisarstwa, filozofii wschodniej, hermetyzmu i mentalnej transgresji.

Otwiera słowem drzwi percepcji na alslowia.pl.

Komentarze