Kocham się

Cała ta aura uczuć, od wesołych miłosnych promyków, przez burze namiętności, aż po czarną i zimną noc gniewu, wszystko to kłębi się od zawsze wokół tylko jednej, jedynej osoby. Mnie samej.

Jerzy Pilch, w którymś ze swoich opowiadań, opisał pomysł założenia zeszytu mordercy. Notował w nim nazwiska nieświadomych niczego nieszczęśników, których ma zamiar zastrzelić. Genialne! Przecież to wymarzona metoda odreagowania agresji. Ktoś cię doprowadza do pasji? Kaszle w tramwaju? Ciąga nosem? Mlaszcze? Chrapie? A może się spóźnia na randkę? Gada za dużo? Za głośno? – Sprawa jest prosta. Bach go, w zeszyt.

Gdy tylko to przeczytałam, natychmiast zaczęłam kombinować swoją listę ofiar i… okazało się, że mam problem z jednym choćby nazwiskiem. I doszłam do druzgocącego wniosku: Ja nie czuję nienawiści do nikogo.

Coś takiego. Żebym ja – rozdygotana jak oscylator, ja – konstrukcja skrajnych emocji, ja – nieopanowana wściekłość, ja – wulkan namiętności, wreszcie ja – waleczna do zaciekłości walkiria, żebym miała być pozbawiona tak podstawowego uczucia, jakim jest nienawiść?!
Stałam się nagle uczuciowym inwalidą, jakby mi odebrano coś ważnego, albo, co gorsza, nigdy nie dano! Pytam: dlaczego?

Zapadłam się w hamaku i w otchłani pamięci. W poszukiwaniu choćby śladów nienawiści, wyciągałam z zakamarków raz po raz kolejnego delikwenta, co mi w życiu na drodze stanął, co odcisnął w pamięci bolesny ślad, co  mnie wkurwił do białości, co przez niego się nie udało, co mi życie zniszczył, skrzydła podciął, omamił, zostawił, co mi ukradł dziesięć baniek, co nawrzucał, nawyzywał, co mnie, biedną, terroryzował, zdradzał.
Potem skupiłam się na rywalkach. Na długonogich rudych sukach z kpiarskim uśmieszkiem, co mi podstępnie podkradały miłości mojego życia. Co mi zrujnowały do cna pozycję tej jedynej, co mi posadę zgarnęły, co je szef bardziej lubił, co mi odebrały insygnia królowej serc, co mnie wbiły w hańbę przegranej.
Urzędnicy. Dziad w skarbówce, co mi wlepił dwieście pięćdziesiąt, baba z ZUS–u, czyhająca na najmniejszy błąd przy rozwikłaniu najzawilszych szarad świata: ZUA, ZIPA, DRA, co patrząc z satysfakcją na moje zdezorientowanie, już obracała w myślach wyrok.
A nauczyciele? Wykładowcy, profesorowie – szydercy? Co mnie bezlitośnie kompromitowali za moją doskonałą odporność na trygonometrię, za zaćmienia umysłu w temacie dziejów, za pustkę w oczach przy mapie? Suchej nitki nie zostawili na moich blond włosach, za co przecież teraz mogłabym tak ich wpisać, żeby popamiętali.
A ja nic. Żadnej żądzy odwetu. Nikogo z towarzystwa nie chcę zastrzelić!

Po żmudnych analizach, doszłam wreszcie do konkluzji. Mianowicie, cała ta aura uczuć, od wesołych miłosnych promyków, przez burze namiętności, aż po czarną i zimną noc gniewu, wszystko to kłębi się od zawsze wokół tylko jednej, jedynej osoby. Mnie samej.
Cokolwiek czuję, dotyczy to ściśle mnie. Jak jestem zakochana – to w sobie. Zła – na siebie. Wzburzona – sobą. Dumna – z siebie. Licząca – na siebie. Wdzięczna – sobie.

Ale nienawidząca…?

Lepiej postrzelam do pająków.

Sylwia Kubryńska

Sylwia Kubryńska

Pisarka i blogerka związana z gdańskim środowiskiem literackim.

Prowadzi Najlepszego Bloga na Świecie*
www.kubrynska.com

Sylwia Kubryńska poleca:

BaBa

Komentarze