Jak kuchnia zmienia temperament

Jak wyobrażamy sobie kucharzy? Zazwyczaj są to zabawni pracoholicy, perfekcjoniści i artyści posiadający jedynie wystawy czasowe. O ile poczucie humoru bądź opanowanie nikomu nie przeszkadza, tak słynne wybuchy gniewu i posiłki spożywane przez gości restauracji, przy akompaniamencie tłuczonych talerzy, już niekoniecznie.

Jednak każdy, kto regularnie jada na mieście, spędza wieczory na mieszaniu co rusz to nowych mikstur, ewentualnie zarabia na chleb jedzeniem chleba – doskonale wie, że aura choleryka jest na stałe wpisana w kuchenne pejzaże.

Oczywiście nie wszystkie, nie wszędzie i nie zawsze. Nie można być tak jednostronnym, ponieważ wiele osób odnajduje w zaciszu kuchni swoje zen i żadnego prawa nie posiadam, aby im ten spokój ducha odbierać. Również wielcy mistrzowie gastronomii często rozsiewają wokół czar pewności siebie i niemal namacalnego stoicyzmu.
Skąd zatem awanturnicza sława? Otóż, moi Państwo, z codzienności.

Profesjonalna czy nie – każda kuchnia to przestrzeń wyrazu. Codziennie, w towarzystwie brzęku garnków i poświstywania ostrzałek do noży, powstają kulinarne cuda. Codziennie, niezależnie od pogody, stanu ducha i układu planet. Perfekcjonizm nie pyta o powodzenie dostawy i życie prywatne – cud wciąż wydarzyć się musi. Tylko ci, którzy już poświęcili życie dla noża i patelni pozostają zawsze spokojni, podług powiedzenia miej nadzieję na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze. Jednak nawet w takiej sytuacji nikt za nikogo sobie ręki nie da uciąć.

fot. Brooke Lark, CC0

fot. Brooke Lark, CC0

Tutaj należy przypomnieć, że gotowanie jest najbardziej skomplikowanym ze wszystkich powszechnie uprawianych zajęć. Naturalnie – znajdzie się ktoś, komu sucha bułka wystarczy, jednak jest to przypadek odosobniony. Pomijając wspomniane ewenementy, to, co kochamy jeść najbardziej, wymaga ogromu wysiłku. Wymaga odpowiedniego przygotowania, składników zbieranych z namaszczeniem i opracowywania przepisów jak noce długie i szerokie. Im większe emocje ma zawierać danie, tym większe nakłady finansów i czasu zostaną na nie poświęcone.

Czasu, którego zazwyczaj nie ma zbyt wiele lub wcale.
W dodatku wiele elementów procesu może pójść inaczej, niż zostało przewidziane.

Proszę Państwa, wyobraźmy to sobie. Upalny wieczór w pomieszczeniu pozbawionym okien. Parujemy się nad garnkami od ośmiu godzin, tymczasem najgorsze jeszcze nie nadeszło. Źle się gotuje w pozycji leżącej, więc całą krew mamy skumulowaną w kostkach i usiłujemy podnieść się czwartym już dzisiaj espresso. Jednak miłość, która nami powoduje sprawia, że zdarza nam się przebiec przez kuchnię tanecznym krokiem. Na zegarek spoglądamy regularnie, bo nie ma nic gorszego niż wysuszone ciasto. W piekarniku wzrasta puchate złoto biszkoptu, który pozwoli nam posiąść serca konsumentów tego dzieła. Czujemy smak satysfakcji na czubku języka.

Sekunda nieuwagi, ledwie kęs rozluźnienia i oto zamiast orzechowego posmaku nasz doskonale wystudiowany béchamel będzie równie doskonale doskonale w sobie łączył nuty mąki i węgla. Kto by w takim momencie nie popadł w szloch i rozpacz – niech pierwszy rzuci talerzem.

Kinga Wiklińska

Kinga Wiklińska

Zafascynowana smakami Azji, kucharka z zawodu i powołania. Prywatnie tworzy wegańskie słodkości i zwiedza świat z kotem Syriuszem.

Komentarze