Życie na prowincji?

Spakować wszystko i wyjechać w Bieszczady. Czy to nie brzmi pięknie? Domek w lesie to marzenie wielu mieszczuchów, ale gdy zaczynają je realizować, okazuje się, że wcale nie jest tak idyllicznie.

Nigdy nie łudziłam się, że wyjadę zamieszkać w małej wiosce otoczonej górami. Ale ceny wynajmu mieszkań, hałas i tłok w Krakowie dawały mi się we znaki, więc ostrożnie, w czerwcu ubiegłego roku, postanowiłam przeprowadzić się do mniejszego miasta. I tak wylądowałam w Cieszynie. Na początku doznałam prawdziwego szoku kulturowego, a uczucie zachwytu i fascynacji mieszało mi się z poczuciem osamotnienia i zagubienia.

Co mnie zaskoczyło? Przede wszystkim wrażenie wyludnienia. Na ulicach miastach było znacznie mniej ludzi, niż byłam przyzwyczajona. Po godzinie 19. ulice pustoszały. Większość sklepów i punktów usług zamyka się wcześnie, zazwyczaj koło godziny 17., czasem nawet o 16. O punkcie ksero otwartym 24h czy całodobowej poczcie można co najwyżej pomarzyć.

Jak się mieszka na prowincji?, fot. PublicDomainPhotos, CC0

fot. PublicDomainPhotos, CC0

Nie można polegać na komunikacji miejskiej. Korzystanie z niej nie ma po prostu sensu, chyba, że jesteś emerytem, który jedzie posiedzieć na ławce w parku. Autobusy jeżdżą rzadko i okrężnymi drogami. Czasem na drugi koniec miasta jest szybciej na piechotę, niż autobusem.

Oczywiście nie można liczyć też na Ubera. On działa tylko w dużych miastach. Pierwszą rzeczą, jaką zrobisz po przeprowadzce może być usunięcie tej aplikacji z telefonu, już do niczego nie będzie potrzebna. Za to praktycznym rozwiązaniem jest rower – odległości nie są duże, dużo przyjemnych dróżek, smog mniejszy.

Kolejną rzeczą jest planowanie wieczórów. Może być tak, że wyczekujesz na jakiś film, a w lokalnym kinie go nie grają. Albo grają, tylko raz, wtedy, gdy jesteś w pracy.

Inną rzeczą jest to, że przestajesz być anonimowy. W dużych miastach, gdy wyglądasz inaczej lub robisz coś nietypowego, ludzie zwykle mają to gdzieś, tu możesz zostać sensacją. Jeśli jesteś dziwny, ludzie zwracają na ciebie uwagę. Łatwiej też spotkać kogoś znajomego na ulicy.

Popularny mit głosi, że w mniejszych miejscowościach życie toczy się wolniej, spokojniej. Gdy bohater filmu czy książki przenosi się na prowincję, odnajduje swój azyl, dowiaduje się, co w życiu jest najważniejsze i osiąga harmonię ducha. Tyle, że to bajka dla mieszczuchów. W XXI wieku życie stresuje wszystkich, wszędzie. Praca, nauka, rachunki, związki, to wszystko może powodować zawroty głowy, niezależnie od tego, gdzie mieszkasz.

Czy warto wyprowadzać się z miasta? Może i tak. Jest trochę ciszej i taniej. Ale jeśli szukasz spokoju serca to lepiej idź na psychoterapię.
Może warto wyprowadzić się na jakiś czas, spróbować innego życia. Mnie po jakimś czasie zaczęło brakować gwaru ulic, wsiadłam w pociąg i pojechałam do Pragi.

Katarzyna Durajska

Katarzyna Durajska

Etnolożka, lokalna aktywista, copywriterka. Wierzy w odwagę, wrażliwość i siostrzeństwo. Kolekcjonuje filiżanki.

Komentarze