Wypociny idioty

Dzięki cudownym wynalazkom urlop przestał być urlopem, a dzień wolny, dniem wolnym. Co więcej, w zasadzie wszyscy przyjęli to bez szemrania.

Pamiętam to jak dziś, choć było to w ubiegłym wieku (dziwnie to brzmi…). Pewnego dnia dorwałem gazetę i przeczytałem wypociny jakiegoś idioty, który twierdził, że już wkrótce komputery zastąpią ludzi, a ludzie zastąpią bezrobotnych. W sensie, że już nigdy, przenigdy sami nie będą musieli pracować. Oczywiście jako pryszczaty nastolatek nie miałem pojęcia, że czytam wypociny idioty. Wierzyłem, że skoro coś zostało wydrukowane, to jest to prawdą. I przez wiele kolejnych lat ja tą prawdą żyłem, nie mogąc doczekać się czegoś na kształt emerytury, tyle że w wieku 20, no może 25 lat…

Coraz więcej pomysłów

Lata mijały, a mi zaczynało coś śmierdzieć. W wieku 25 lat pracowałem w dużej firmie. Roboty miałem po uszy, co ździebko mnie irytowało. Ale myślałem sobie: co tam, jeszcze miesiąc, dwa, no – może rok. Wytrzymam. Pewnego dnia prezes przyjdzie i ogłosi, że od jutra wszyscy pracownicy mogą zostać w domu, bo najnowszy komputer wszystkim się zajmie. Najnowszych (jak na tamte czasy) komputerów rzeczywiście wciąż przybywało, ale też rozrastały się zespoły pracowników. Im więcej zadań, nad którymi wcześniej pracował tuzin ludzi, wykonywał teraz jeden komputer, tym więcej pomysłów na nowe obowiązki tych i kolejnych ludzi miał zarząd firmy. Potem weszły komórki. A potem Internet…

fot. Kvistholt Photography, CC0

fot. Kvistholt Photography, CC0

Tak po prostu jest

Na efekty technologicznego rozwoju nie trzeba było długo czekać. Polscy (i nie tylko polscy) janusze biznesu szybko zrozumieli, że skoro każdy pracownik ma prywatną komórkę, to po cholerę mu służbowa. Ściemnianie, że nie ma się w domu Internetu, też było możliwe do czasu. Dzięki tym cudownym wynalazkom urlop przestał więc być urlopem, a dzień wolny – dniem wolnym. Co więcej, w zasadzie wszyscy przyjęli to bez szemrania. Tak po prostu musi być. Tak po prostu jest.

Zniekształcony świat

Po trzydziestce zacząłem rozumieć, że jako nastolatek przeczytałem po prostu wypociny idioty. Przeżyłem to bardzo ciężko. Mój świat runął i musiałem poddać się długiej terapii. Z czasem zaakceptowałem fakt, że komputer nie będzie pracował ani za mnie, ani za innych. Będzie pracował z nami. Przy nas. Taki wierny towarzysz życia. Dla wielu także rzeczywistość zastępcza. Zwłaszcza w połączeniu z Internetem – tym oknem na świat. Zniekształcony świat. Sprawia mi to tyle niewyobrażalnego bólu, że chyba zaraz połączę się online z moim terapeutą…

Marcin Jaskulski

Marcin Jaskulski

Warszawiak. Z wykształcenia ekonomista. Autor powieści i poradników, bloger, copywriter.

Strona internetowa
www.contenido.pl

Komentarze