Wiek rozpłodowy

26 lat... ćwierćwiecze już za mną, czas na liczne osiągnięcia, sukcesy, dom, psa i całą resztę pieprzot, których oczekuje ode mnie społeczeństwo.

Cholernie zabawne jest to, że w wieku 20 lat, czyli zasadniczo całkiem niedawno, bycie przed trzydziestką wydaje się tak odległym i abstrakcyjnym tematem, że nie znam nikogo, kto myślałby wtedy jakoś poważniej o swojej przyszłości.

Z czego to wynika? Właściwie, ciężko stwierdzić. Z moich obserwacji wnioskuję, że coraz później dojrzewamy. Uściślę od razu, zanim zostanę ukrzyżowana, że chodzi mi o dojrzewanie rodzinne nie stricte emocjonalne. Czy mam za co utrzymać dziecko? Czy jestem w stanie zapewnić mu wszystko, co najlepsze? Szczerze? Uważam, że paradoksalnie, jest to o wiele bardziej dojrzałe podejście niż ładowanie się w małżeństwo i dzieci zaraz po osiągnięciu pełnoletniości, jak miało to miejsce jeszcze za czasów naszych rodziców. Jesteś kobietą, masz dwadzieścia jeden lat i jeszcze nie masz dziecka? Fuj!

Co z większością?

Ano właśnie. Jak zapewne wiecie, średnia wieku, w jakim pary decydują się na ślub, czy tym bardziej dziecko, znacząco się w ostatnich latach podniosła. Wiadomo, zawsze znajdzie się jakaś Krysia czy Marysia, której szczytem marzeń jest bawić ósemkę dzieci. No i spoko, bo nie widzę w tym kompletnie nie złego, pod warunkiem, że takie życie to jej świadomy wybór, powołanie i będzie dzięki niemu szczęśliwa. No złota córunia, wnuczka, synowa czy co tam jeszcze.

fot. Monsterkoi, CC0

fot. Monsterkoi, CC0

Takie czasy

No i dobra, chciałoby się powiedzieć. Zjawisko powszechne, eskalujące, spoko damy radę. Problem pojawia się w momencie, kiedy na kolejnych imieninach u cioci okazuje się, że o tych powszechnych zmianach wszechświat postanowił poinformować wszystkich, poza Twoją rodziną. Wkraczasz na tych przeklętych obcasach, modląc się, by ciocia nie wpadła na pomysł wypastowania podłogi, bo przecież cenisz sobie swoje jedynki. Przyprowadzasz swój życiowy dobytek i uwierz mi… wolała/wolałbyś przyprowadzić ją/jego po raz pierwszy, kiedy twoja rodzina zna już dobrze twoją drugą połówkę… nie chcesz z nimi rozmawiać. Zaczyna się niepozornie, kiedy Twój ukochany postanawia być gentlemanem i zdejmuje ci płaszcz.
– No zobacz tylko jaka kultura! Prawdziwy mężczyzna, no ze świeczką takich szukać.
Wtedy tylko przewracasz oczami, ale uwierz, na tym się nie skończy. Załóżmy, że twój chłopak/partner odsuwa ci krzesło, to już większy kaliber, bo zajście widzi cała rodzina. Flaszeczka ląduje na stole, a ty już wiesz, że masz przed sobą max pół godziny spokoju. Jesz, co możesz, pijesz, ile możesz, bo oto nadchodzi on…

To kiedy potomek?

Za każdym razem mam ochotę odpowiedzieć co innego.
1. Jak wydziergam na drutach.
2. Jak ukradnę sąsiadce.
3. Jak nauka pozwoli na wyhodowanie dziecka w szklanej aparaturze.
4. Jak wyrosną mi skrzela.
5. O zobacz! Samolot!

Jednak bez względu na to, jak bardzo kreatywne i złośliwe potrafią być moje odpowiedzi, poziom zaciekłości, z jaką moja rodzina próbuje wywrzeć na mnie presję założenia rodziny, wzrasta wprost proporcjonalnie do mojego wieku.
– No, to jak tam? – pyta cioteczka, kiwając głową i patrząc wymownie na mój dzięki bogu płaski brzuch. – Ty wiesz, młodsza już nie będziesz.
– Oooo, ja to cię pamiętam, jak taka malutka byłaś! – krzyczy wujcio. – A wy, to coś tam teges? Majstrujecie?
Autenyk… majstrujecie? Ktoś tak mówi? Ktoś tak mówił? Mateńko…

Wiek to tylko liczba

Jak na wstępie, jeśli nie czujesz się wystarczająco dojrzały, nie daj sobie wmówić, że jesteś gotowy na dziecko. Bez względu na naciski ze strony rodziny, czy nawet bliskich znajomych. Czasy się zmieniają, zmienia się również nasza świadomość i ciekawość świata. Chcemy więcej, możemy więcej i uważam, że czerpać powinniśmy garściami z tego, jak wiele teraz możemy, a jak niestety mało robimy.

Paulina Jarczok

Paulina Jarczok

Lubiący wyzwania korposzczurek, artystka i wizjonerka.
Pełna pasji samozwańcza pani psycholog, kochający ludzkość malkontent i mizantrop.

Komentarze