Troska o zagubione owieczki

Jest taki rodzaj przemocy, który ukrywa się pod przykrywką troski o innych. Jak wtedy, gdy księża na kazaniach mówią z litością o niewierzących, jak o zagubionych owieczkach potrzebujących pasterza. A potem grożą piekłem.

Jakiś czas temu na skrajnie prawicowym portalu widziałam komentarz pod zdjęciem uczestniczki Czarnego Protestu:
– No pięknie!!! Ale w tym wszystkim trzeba zwrócić uwagę na jedno. Ta nieudacznica czuje się odrzucona, niepotrzebna, bezwartościowa. Stąd jej krzyk o zwrócenie na nią uwagi, wyrażony choćby groteskowym wyglądem. Pomogłoby, gdyby ją ktoś zaakceptował, pomógł polubić siebie itd. To znane psychologii mechanizmy. Ale kto to ma robić? Sama musi zgłosić się po pomoc.

To nie troska, to nie współczucie. To przemoc i pogarda. Nie wiem, kim jest osoba, która pisała ten komentarz, ale jej poczucie wyższości jest nie do zniesienia.

Mdli mnie, gdy słucham debat, podczas których różni specjaliści dyskutują w jakich sytuacjach kobieta ma prawo przerwać ciążę i kto powinien jej na to pozwolić. Nie mogę patrzyć na ekspertów pokazywanych w TVP, którzy martwią się o zdrowie protestujących albo oburzają wulgarnym językiem.
Boję się tych, którzy chcą innych leczyć, zmieniać albo naprawiać. Mówić im, co dla nich dobre.

fot. visuals, CC0

fot. visuals, CC0

Najczęściej poucza się kobiety. Głęboko poruszył mnie fragment Monologów waginy, Eve Ensler:
Nie zgodziłam się jej ponownie ogolić. Wtedy mój mąż wdał się w romans. Podczas wspólnej terapii małżeńskiej oświadczył, że robi skoki w bok, bo go nie chcę zadowolić seksualnie. Nie chcę ogolić sromu. Terapeutka mówiła z silnym niemieckim akcentem i po każdym zdaniu wzdychała ze zrozumieniem. Spytała, dlaczego nie chcę spełnić prośby męża. Odpowiedziałam, że moim zdaniem to dziwactwo. Kiedy ogoliłam sobie rzecz samą, poczułam się jak małe dziecko, szczebiotałam jak dziewczynka, a skóra piekła mnie tak, że nawet maść cynkowa nie pomagała. Terapeutka powiedziała mi, że małżeństwo to kompromis. Zapytałam ją wtedy, czy jeśli się tam ogolę, to mąż zaprzestanie skoków w bok. Odpowiedziała, że pytania rozmywają całą sprawę. Że powinnam dać się ponieść jego fantazji. Zapewniła mnie, że to dobry początek.
Tym razem po powrocie do domu mąż ogolił mnie w kroku. Potraktowałam to jako nagrodę za terapię. Zaciął mnie kilka razy, do wanny skapnęło parę kropel krwi. Nawet nie zauważył, bo tak był wniebowzięty, że mnie goli. A potem, kiedy na mnie napierał, czułam, jak ten jego ostry trzpień mnie bodzie, jak dźga moją nagą, obrzmiałą pochwę. Nie miałam ochrony. Bo nie miałam swojego futerka.
I wtedy zrozumiałam, że włosy są tam nie bez powodu – jak liść wokół kwiatu, jak trawnik wokół domu. Trzeba je lubić, żeby lubić pochwę. Nie da się wybierać różnych części wedle życzenia. Zresztą mój mąż i tak nie zaprzestał skoków w bok.

Dopiero w 1973 roku, pod wpływem nacisków środowisk LGBT, Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne podjęło decyzję o usunięciu homoseksualizmu z klasyfikacji zaburzeń psychicznych DSM. Jest mi niedobrze, kiedy myślę o uprzywilejowanych ludziach w garniturach, którzy głosowaniem decydują o cudzym losie. Po latach przymusowego leczenia, dyskryminacji, krzywdzenia. A z drugiej strony cieszę się, że potrafili się z tego wycofać. Ta walka ciągle trwa, zwłaszcza w Polsce.

Patrzycie na nas z góry. Używacie swojego autorytetu, żeby mówić nam, jak żyć, jak wyglądać. Nie ma dla was granic. Wiecie lepiej, bo jesteście politykami, prawnikami, lekarzami, księżmi, psychologami. Ustalacie reguły, według których mamy żyć. Tłumaczycie nam, że to dla naszego dobra, dla naszego zdrowia. Otóż nie, nie wiecie lepiej. Jeśli używacie swojego autorytetu, żeby narzucać innym swoje wartości, to stosujecie przemoc. Chcecie nam pomagać czy nas kontrolować?
Żaden tytuł nie usprawiedliwia naruszania naszej prywatności, nie nadaje waszej osobistej ocenie większej słuszności. Przestańcie krzywdzić, bądźcie odpowiedzialni. Mam nadzieję, że jest wam wstyd.

Nie dam się zniewolić. Nie zniosę ani krzty fałszywej troski więcej. Nie macie prawa do mojego ciała. Nie macie prawa do mojej głowy. Nie macie prawa do mojego serca.

Katarzyna Durajska

Katarzyna Durajska

Etnolożka, lokalna aktywista, copywriterka. Wierzy w odwagę, wrażliwość i siostrzeństwo. Kolekcjonuje filiżanki.

Komentarze