Szafa maksymalistki

Jakoś tak wszystko co pociągające, takie lekko zabałaganione być powinno. Odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a nic tak nie podnosi ciśnienia jak poszukiwania tego, w co się ubrać przed wyjściem.

Wszyscy ostatnio o minimalizmie, simple livingu, odchudzaniu szafy, sprzątaniu, porządkowaniu i układaniu sweterków. U mnie to tak prosto nie idzie, to znaczy chaos mam kontrolowany, ale odwalcie się żesz wy wszyscy specjaliści od mojej garderoby.
Dla wyklarowania pewnych pojęć dodam, że o ile maksymalizm doskonały personifikuje Iris Apfel, to właściwym guru od minimalizmu czyli tak zwanego „niemania niczego” byłby niejaki Szymon Słupnik. I rzec by można ludycznie z lekka - wtedy by my zobaczyli, kto by stanął przy tym słupie. Pustawo by było? No, właśnie. Opcja pierwsza tylko dla nielicznych, zmodyfikowana opcja druga w milionach odsłon atakuje na całego. Bo jest prostsza do realizacji.

Szafa maksymalistki

Łatwiej bowiem wyrzucić niż gromadzić. Łatwiej założyć szare majtki, niż ładować się od rana w czarne koronki. Łatwiej w sneakersach niż szpilkach. Łatwiej skopiować niż wymyślić. Łatwiej dorzucić żółty do szarego niż kombinować. Łatwiej słoma w bucie, niż stare pieniądze. Teraz, właśnie w tym momencie, zza zakrętu wyłania się maksymalne fizis niejakiej Kardashian Kim. Kochani, to nie jest dobry przykład, nie idźcie tą drogą, toż to czysty minimalizm maksymalny. Tak, też „niemanie niczego”. Tylko więcej niczego. Pomijam sam biznes.

Wiadomo, że ludzkość jakąś taką sinusoidą się porusza. Najpierw na klęczkach przed obrazem, potem libertynizm w pełni, potem idziemy na szafot. I tak w kółko, tylko teraz fazy mamy coraz krótsze. I się towarzystwo rozpasało na całego, zakupoholizm, money makes the world goes round i tak dalej. Ileż można? Dychu trzeba było, więc się zabrano za porządki. Pięć bluzeczek białych, dwie czarne, spódniczka do kolanka, botki, kozaczki, szpilki, majteczki w kropeczki.

A tu człowiek chowany na idei, marzy mu się sturm und drang, bale do rana, czyste szaleństwo, futra, large parties (they are so intimate)*, wysokie szpilki, biżuteria w każdych ilościach, kochać mocno, wrogom wybaczać, nazwiska pamiętać, białe noce, szampan, gorąco albo mróz. I jak się ma do tego porządek w szafie? Idea ograniczeń? Kapsułkowa garderoba? Kosmos, prawda? Nie ogarniam.

No, bo jak w tej kapsułkowej uchodzi wracać po nocy do domu? Szpilki zrzucić niedbale w przedpokoju, resztę przemilczę. Jak tu złote kolczyki niedyskretne pasują? Kto tu szminką się w samochodowym lusterku maluje, zerkając we wsteczne w tym samym czasie? Kto defiluje przez miasto z uśmiechem na ustach niczym armia? Kto kupuje czas szukając kluczy w torebce? No, kto? Ten, kto całymi dniami układa sweterki po szafkach? Jasne…

Jakoś tak wszystko co pociągające, takie lekko zabałaganione być powinno. Odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a nic tak nie podnosi ciśnienia jak poszukiwania tego, w co się ubrać przed wyjściem. Im przyczyna co bardziej atrakcyjna, tym szafa bardziej pusta. Sięgnąć z zamkniętymi oczami po wieszak z gotowym kompletem to działanie wbrew naturze. Co za nuda.

No, i za minimalizm to my dziękujemy bardzo. Bierzemy full option, ze wszystkimi bajerami, all inclusive, nie dla opornych. Bo jesteśmy tego warte.

* - The Great Gatsby original soundtrack - Track 07, I Like Large Parties, Elizabeth Debicki

Cammelie

Cammelie

Pisze, bo lubi. Kiedy nie pisze, znaczy, że nie.

Prowadzi autorskiego bloga www.cammelie.com.

Komentarze