Przyjaciel na śmierć i życie

Przez wiele lat byłam ze sobą na wojennej ścieżce. Nie miałam ku temu jakichś szczególnych powodów - po prostu czerpałam nieuzasadnioną, masochistyczną przyjemność z deprecjonowania własnych dokonań, wyglądu, charakteru. Dopiero niedawno doszłam do wniosku, że tak nie można i obecnie staram się zakopać ten autodestrukcyjny topór wojenny.

Dzisiejszy felieton chciałabym poświęcić krótkiej refleksji, jak się do tego zabrać. Po pierwsze, uważajmy na to, jak się do siebie odnosimy, jak komentujemy w duchu nasze porażki i sukcesy. Czy bardziej w tonie: znowu ci się, życiowa łamago, nie udało i tym razem miałeś farta. Głupiemu szczęście dopisuje, czy raczej: każdemu może się noga powinąć i ciężko pracowałeś na to, co zdobyłeś – należy ci się? Zastanówcie się, tak zdroworozsądkowo: czy do przyjaciela odnosilibyście się ciepło i z wyrozumiałością, czy brutalnie i bez sentymentów?

Małe odkrycie Ameryki: to ze sobą będziemy najdłużej. Towarzyszymy sobie w każdej godzinie dnia i nocy, kiedy wiedzie nam się dobrze i trochę gorzej – zawarliśmy ze sobą związek na śmierć i życie. W naszym najlepszym interesie powinno zatem leżeć to, aby ta wspólna droga przebiegła w miarę miło i bezkolizyjnie. Czy nie byłoby fajnie od czasu do czasu się do siebie uśmiechnąć? Przecież zasługujemy na uśmiech i podziw. Za to, że mimo przykrych wydarzeń i bezlitośnie smagających nas wiatrów historii, we're still standing, parafrazując Eltona Johna. Wyszło nieco poetycko, ale co tam – odrobina poezji nikomu jeszcze nie zaszkodziła.

fot. Karl Magnuson, CC0

fot. Karl Magnuson, CC0

Nigdy nie będziemy idealni. Choćbyśmy nie wiem, jak się starali, ile szkół pokończyli czy ile pieniędzy zarabiali, prędzej czy później nasze słabości, obawy lub frustracje wyjdą na wierzch – warto się z tym pogodzić i dać sobie taryfę ulgową. Nie musimy być perfekcyjni, lecz wystarczający, czyli pasujący do realnie ustalonych przez siebie standardów.

Kiedy wykonamy krok w kierunku samoakceptacji, zaczniemy przyciągać życzliwość, miłość i przyjaźń. Bo rzeczywistość jest odzwierciedleniem nas. Zauważcie, że gdy budzimy się źli na cały świat, wszystko jawi się nam w ponurych kolorach, ludzie na nasz widok toczą pianę z ust oraz przydarzają się nam różne wypadki. Zupełnie, jakbyśmy rzucali wyzwanie losowi: jest mi dzisiaj beznadziejnie, jednak założę się, że może mi być jeszcze gorzej.

Oczywiście to nie wygląda tak, że otwieracie oczy pewnego słonecznego dnia i wykrzykujecie: O rety, jestem zajebisty! (osoby wrażliwe na wulgaryzmy bardzo przepraszam), ale nawet najsubtelniejsza zmiana nastawienia podnosi na duchu – zaobserwujecie, że im łaskawiej oceniacie samych siebie, tym więcej cierpliwości i empatii okazujecie innym, a inni lepiej rozumieją Was.

Jesteśmy niezwykli oraz jedyni w swoim rodzaju, koniec kropka. Wbijmy to sobie wreszcie do głowy.

Marta Wiktoria Kaszubowska

Marta Wiktoria Kaszubowska

Doktor filozofii, autorka dwóch powieści beletrystycznych - Zapach tytoniu i Brakujące ogniwo, kulturoznawca.

Strona internetowa:
linkedin.com/marta-wiktoria-kaszubowska

Komentarze