Przeszłość prawdziwa

Termometr pokazuje od kilku dni minus 15 stopni. Tak niskie temperatury działają na większość znanych mi osób paraliżująco. Ja odżywam. Serio - rzadko zdarza mi się czuć tak doskonale, jak właśnie teraz. I bardzo chciałbym, żeby to trwało i trwało...

Kiedyś, dawno temu, tęskniłbym za latem. Na szczęście zacząłem prowadzić zapiski… Nie dziennik, bo codziennie nie pisałem. I nie pamiętnik, bo ta nazwa jakoś dziwnie mi się kojarzy. Zapiski.

To sobie powspominam…

Długo broniłem się przed ideą zapisywania swoich stanów, odczuć i różnych odjechanych pomysłów, które często owocowały mało rozsądnymi decyzjami. Błędnie sądziłem, że robi się to wszystko wyłącznie po to, by po latach móc sobie pewne rzeczy powspominać. To znaczy zakładam, że wiele osób po to właśnie prowadzi zapiski. Ja nie. Mnie mają one jedynie wyprowadzać z błędu. Bo pamięć naprawdę potrafi płatać figle.

Pretensje o drobnostki

Każdy wie, że wspomnienia z czasem się zacierają. Niewielu natomiast zdaje sobie sprawę, że zacierają się one wybiórczo. Weźmy chociażby stare związki. Ludzie wspominają byłych partnerów i często powtarzają: myślę o nim/o niej z sentymentem. No tak, swego czasu też się na to nabierałem. Dopóki nie zacząłem prowadzić zapisków. Gdy do nich zaglądałem, natychmiast docierała do mnie twarda rzeczywistość. Przeszłość prawdziwa. Bez urojeń i głupawych sentymentów. No bo jak można mieć sentyment do kogoś, kto miał pretensję o takie drobnostki, jak na przykład mały romans na boku, a sam nie zmieniał w toalecie rolki papieru (a to już, kurwa, nie była drobnostka!).

fot. Smart, CC0

fot. Smart, CC0

Permanentne odwodnienie

Albo ta temperatura. Dawno, dawno temu ja również, przyznaję się bez bicia, uległem kretyńskiej modzie na odwiedzanie w upalne lato tych krajów, w których upał jest jeszcze większy. Skoro najlepiej czuję się w temperaturze minus 15 stopni, nietrudno wyobrazić sobie, jak funkcjonowałem przy plus 40. Ale we wspomnieniach takie wyjazdy były wręcz cudowne. Tyle że wspomnienia te jakimś dziwnym trafem obejmowały chłodne wieczory, zimny basen i równie zimne drinki. Tym, czego nie obejmowały, były stragany z tradycyjną chujowszczyzną made in China, niemiłosierny tłok i przewlekłe zmęczenie, połączone z permanentnym odwodnieniem. Teraz zaglądam do zapisków i już wiem, że nigdy więcej…

Karaluchy i larwy

Wspominałem o odjechanych pomysłach? Dla nich też warto prowadzić zapiski. Choćby po to, by po latach mieć niezły ubaw z samego siebie. A przy okazji uchronić się przed ponownym wdepnięciem w łajno. Zwłaszcza nowe. Bo łajno to zawsze łajno. Ja tymczasem uwierzyłem swego czasu w tak wiele głupot… zafascynowałem się tyloma idiotycznymi teoriami… zaufałem tak wielu karaluchom i larwom… Zwłaszcza larwom, bo larwy przyciągałem często. Zresztą jak czytam siebie sprzed lat, to jakoś się temu nie dziwię. Z czasem jednak prowadzenie zapisków pomogło mi to wszystko zrozumieć. Sprawiło, że lampka ostrzegawcza zapala mi się dużo wcześniej. Mam szansę się wycofać. Albo w ogóle nie podejmować działania…

Pamiętajcie o zabezpieczeniu!

Oczywiście zapiski mogą zaszkodzić – wcale nie twierdzę, że nie. Każdy chyba czytał o kimś, kto wydawał się idealny, ale potem (dzięki zapiskom – jego samego lub znajomych) wychodziło na to, że to zwykły kutafon. Albo bardzo, bardzo zła kobieta. Jeśli więc nie chcecie, by tak mówili kiedyś o Was, zapiski prowadźcie tylko w formie elektronicznej. I pamiętajcie o haśle. Mocnym.

Marcin Jaskulski

Marcin Jaskulski

Warszawiak. Z wykształcenia ekonomista. Autor powieści i poradników, bloger, copywriter.

Strona internetowa
www.contenido.pl

Komentarze