Proza życia

Uwielbiam swoją przestrzeń osobistą. Bardzo dużo wysiłku wkładam w dbanie o jej jakość i odpowiedni anturaż.

Jestem cholerykiem, ale na każdym możliwym kroku, obwiniam o to obciążenie genetyczne, jakim obdarzył mnie tatuś, którego oczywiście kocham całym sercem, a nie samą siebie. Ciężko ze mną wytrzymać, koegzystować i zapewne żyć. Nie jestem miła, nie lubię kompromisów, miewam humory i często dopadają mnie melancholijno-depresyjne stany. Prawdziwa księżniczka na ziarnku grochu… wielkości arbuza.

Po co o tym wspominam? Bo zrozumieć nie mogę, jak to jest możliwe, że od czasu do czasu zdarza się ktoś, kto nie tylko ze mną wytrzymuje, ale skazuje się na popołudnie z marudnym mizantropem z własnej woli. Ludzie są pojebani.

Uwielbiam swoją przestrzeń osobistą. Bardzo dużo wysiłku wkładam w dbanie o jej jakość i odpowiedni anturaż. Mimo, że nie jest poukładana, znam każdy jej element i lubię, kiedy wszystko leży na swoim miejscu. Taki stan rzeczy daje mi poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji i kontroli nad sobą, światem i innymi.

Niestety, czasem wszystko leci w chuj.

fot. Rick Mason, CC0

fot. Rick Mason, CC0

Kiedy przychodzi ten etap, w którym priorytetem staje się rozpoczęcie samodzielnego życia, decydowanie o sobie nawet w tak prozaicznych pierdołach, jak częstotliwość przebierania pościeli i zmywania naczyń, musisz się wyprowadzić. Masz dwadzieścia kilka lat i umówmy się, ciężko wynająć ładne mieszkanie, żyć na odpowiednim poziomie i oszczędzać, kiedy zarabiasz jakieś dwa tysiące. Szukasz współlokatorów. Jest źle, później jest gorzej, a na końcu oglądasz Dowody Zbrodni, żeby wiedzieć jakich błędów nie popełnić. Mimo, iż wszyscy wiedzą, że najlepiej omijać mnie szerokim łukiem, zawsze znajdzie się oszołom, który użyje mojego kubka, talerza, czy pasty do zębów.

Myjesz zęby moją pastą? Ja umyję podłogę twoim mózgiem!

Żartuję oczywiście… poniekąd. Ten przydługawy wstęp ma na celu zobrazować jak smutne i pozbawione sensu było moje życie, nim pojawili się intruzi, którzy w żaden sposób nie chcieli się ode mnie odpierdolić. W niewyjaśnionych okolicznościach zaczęły pojawiać się w lodówce mleka bez laktozy, moja poczta lądowała na biurku, a śmieci, które tylko ja wynosiłam, same się wiązały i wyrzucały na śmietnik. Codziennie rano przy kawie, kroczek po kroczku odzyskiwałam wiarę w to, że każdy żyje po coś, dla kogoś i może być szczęśliwy.

Dlaczego o tym mówię? Bo musicie wiedzieć, że nawet będąc, w waszym mniemaniu najgorszą osobą na świecie, może tak naprawdę dla kogoś wcale tacy nie jesteście. Nie warto zamykać się w swojej zgryzocie, bo co jeśli czas waszego życia mija właśnie teraz, a najlepsi ludzie, jakich kiedykolwiek poznacie, są porywani wam sprzed nosa przez kogoś, kto na nich nie zasługuje?

Pomyślcie o tym, myjąc dziś zęby.
Byle nie kurwa moją pastą.

Paulina Jarczok

Paulina Jarczok

Lubiący wyzwania korposzczurek, artystka i wizjonerka.
Pełna pasji samozwańcza pani psycholog, kochający ludzkość malkontent i mizantrop.

Komentarze