Poetyka zimowej refleksji

Tegoroczna zima zaszczyciła nas swoim majestatem, przypomniała o tym, jak ważne jest mroźne uśpienie przyrody i działań ludzkich. Jak istotne jest zatrzymanie się i oddychanie czystym powietrzem, spacery po zaśnieżonym lesie pachnącym sosnową żywicą.

Zima od dawna była poetycką metaforą zejścia w głąb, w jaskinie swojego wnętrza. Równocześnie bywała symbolem chłodu i skostnienia emocjonalnego, odsunięcia się z rozmysłem od innych. A może nie tylko… także symbolem zastygnięcia niczym bryła lodu w schematach i nakazach pochodzących z zewnątrz.

Tej zimy przeczytałam książkę Zimowe królestwo Philipa Larkina. To właśnie tam spotkałam się z gryzącą niczym stary sweter skórę metaforyką zimy, która obrazuje człowieka w przykrym, samotnym uwikłaniu w społeczne dogmaty. Powieść dzieli się na trzy części, pierwsza i ostatnia rozgrywają się pewnego siarczyście mroźnego dnia w pewnym angielskim miasteczku. Środkowa natomiast to wspomnienie z przeszłości głównej bohaterki – leniwych, pełnych swobody wakacji na wsi. Kontrast pomiędzy dojrzałością i zimą, a młodością i latem jest w książce porażający. Przypomina o jeszcze jednej zimowej symbolice – obecnej w tradycjach szamańskich i rdzennych – zima występuje tam jako odzwierciedlenie w naturze archetypu starości. Wprawdzie bohaterka jest jeszcze bardzo młoda, lecz jej podejście do życia i innych ludzi, a także doświadczenia wojenne, które spotkały kraj, skutecznie zabiły w niej wigor dorosłych lat.

fot. Jared Rice, CC0

fot. Jared Rice, CC0

Nie sposób oczywiście dyskutować z trudnościami, przez jakie przechodzili ludzie żyjący w czasie wojny (nawet jeśli ich bezpośrednio nie dotknęła). Jednak wojna, podobnie jak intensywność zimy: mrozu, śnieżyc, mgły, w powieści jest zaledwie przypomnieniem o tym, że niczego nie możemy być w życiu pewni. Że przyszłość, choćbyśmy ją doskonale zaplanowali, zawsze może wyślizgnąć nam się z rąk. I można nad tym rozpaczać, a można spojrzeć inaczej: co jeśli los po prostu szykuje coś zupełnie innego, lepszego i bardziej zgranego z naszymi cechami charakteru? Co jeśli to wymuszone carpe diem jest po to, aby oswobodzić się ze sznurów narzucanych przez wychowanie i społeczność? Aby zasmakować życia, głębiej poznać siebie, wyrwać się z letargu, a męczące popędy przekształcić w kreatywność i uczynność?

Zimowe królestwo przypomniało mi o sile przyzwyczajeń, w których tkwi ludzkość, jakby zamrożona: pęd do pracy, trzymanie się kurczowo stanowiska i pieniędzy, lęki przed samotnością, ale i nieumiejętność szczerego wyciągnięcia dłoni do drugiego człowieka. I wprawdzie zimą faktycznie człowiek jest bliżej samego siebie, lecz nie tak często służy to refleksji nad tym, co można zrobić, aby czynić swoje życie wzorem najlepszych, letnich dni?

Martyna Borowska

Martyna Borowska

Pasjonatka pisarstwa, filozofii wschodniej, hermetyzmu i mentalnej transgresji.

Otwiera słowem drzwi percepcji na alslowia.pl.

Komentarze