Podróżnik kontra domator

Dom to nie tylko sypialnia. Dom, to dla niektórych miejsce, którego nie chce się opuszczać bez ważnej przyczyny. Otrzaskany harmonogram dbania o ten zakątek nadaje im rytm.

Rano – wstawanie przed wszystkimi, żeby napalić w piecu, nagrzać wodę, wydoić kozy. Potem śniadanie, ręczne pranie, obiad, zmywanie. W między czasie – wycieczki po wodę i jajka do kurnika, rąbanie drzewa, uprawa warzywniaka. Wieczorem – przetwarzanie owoców na przetwory. Kiedyś NAPRAWDĘ było co robić.

W czasach pieców kaflowych, gdy dżemu nie zrobiłeś, to nie miałeś dżemu. Ci, którzy na wsi mieli najmniej, uważani byli za najbardziej leniwych – po prostu. Dobytek i zadbane podwórko zależne było wprost od włożonej pracy. Życie tyle wymagało od właścicieli, że każde opuszczenie gospodarstwa oznaczało straty. Nie było wakacji, urlopów. Nie marzyły się nikomu wczasy, bo to było bez sensu porzucić swój grajdołek, o który się tak dba i który się pielęgnuje na co dzień, tylko po to, żeby odpocząć gdzie indziej… skoro można usiąść przed domem z rodziną i sąsiadami, raczyć się nalewką własnej roboty i odpoczywać rozmawiając w otoczeniu pełnym dowodów na to, że zasłużyło się na te chwile wytchnienia, to jaki ma sens marzenie o spędzaniu czasu w obcym miejscu? Nie ma sensu.

Podróżowało się bardzo rzadko do rodziny, która mieszkała daleko. Podróżowało się raczej z jakiegoś konkretnego powodu: przekazania ważnej informacji, z okazji ślubu, pogrzebu, uporządkowania spraw majątkowych. Nie dla frajdy. Raczej z obowiązku, niż chęci poznawania świata. Nikt nie myślał o wyjazdach dla samego wyjeżdżania.

Podróżnik kontra domator, fot. Free-Photos, CC0

fot. Free-Photos, CC0

Dziś sprawa ma się nieco inaczej. Dziś już nie tylko żyjemy wakacjami. Dziś chcemy się pochwalić, ile to razy w ciągu roku nas w domu nie było, ile to miejsc odwiedziliśmy. Dziś to wręcz trochę wstyd nie podróżować. Z miliona relacji podróżnych, zdjęć i aplikacji dostępnych w sieci, z książek i albumów, można zobaczyć tak wiele. Można poznać życie w nieznanej wiosce, nieznanego plemienia, którego rada starszyzny nie zna słowa pisanego, z największymi szczegółami, a i to nie wystarcza. Jest presja, nie mówcie, że nie. Jest presja – trzeba chcieć wyjeżdżać i lubić podróże. Wycieczki do Łeby już się nie liczą. Trzeba za granicę! Podróże uczą i kształcą, zmieniają nas w takich bardziej internaszynal. Wracamy i mamy co opowiadać, mamy do czego porównywać, mamy na co u nas ponarzekać, bo tam… to jest inaczej, lepiej… Dom to tylko sypialnia. Trzeba podróżować i udostępniać uśmiechnięte zdjęcia z odwiedzanych miejsc, bo jak nie, to jest się gnuśnym domatorem i  nie dorobiło się w życiu. Nie podróżujesz, to nie żyjesz chwilą.

Pytam niedawno sąsiadkę – starszą panią, której wszystkie dni są owiane rutyną, czy może chciałaby pojechać tu i tam. – Zorganizujemy wszystko, zawieziemy, przywieziemy, zobaczy Pani nowe miejsce. Starsza Pani na to: – Ja tyle prania mam do wyprasowania, pościel na mnie czeka, a po niedzieli trzeba maliny przyciąć.
Zaliczyłam wpadkę. Sąsiadka nie chciała być niemiła, nigdy nie chce. Ale kto to widział opuszczać gniazdo bez powodu – robota wtedy przecież stoi!

Dom to nie tylko sypialnia. Dom, to dla niektórych miejsce, którego nie chce się opuszczać bez ważnej przyczyny. Otrzaskany harmonogram dbania o ten zakątek nadaje im rytm. Nie podróżują, nie dlatego, że ich nie stać. Nie podróżują, bo wybici z tego rytmu, w podróży w nieznane, myślą o czekających na przycięcie malinach, o powrocie do domu.

I nie myślcie, że niechęć do wyjazdów jest domeną tylko starszych osób. Mnie też ciężko z domu wyciągnąć. Tak już mam, że najlepiej odpoczywa mi się w mojej kuchni, przy stole, z widokiem na ciasto w piekarniku.

Katarzyna Wojtunik

Katarzyna Wojtunik

Prywatnie żona jednego męża, mama trójki chłopców.
Zawodowo blogerka, copywriter, freelancer, przedsiębiorca.
Najbardziej lubi po prostu pisać.

Strona internetowa
katarzynawojtunik.pl

Komentarze