Plany

Powróciłam do dwóch kółek w zeszłym roku, po trzech latach przymusowych wakacji rowerowych. Teraz mam doskonałego towarzysza i w nogach już 214 km, a to dopiero początek sezonu. Cele są, i to ambitne.

W drogę ubieram się całkiem nieźle. Mój zwyczajny rower ma kilkanaście lat i nigdy mnie nie zawiódł. Zrobiłam na nim setki kilometrów, choć przyznaję, że nie zawsze było miło i wygodnie. Generalnie najbardziej lubię jeździć rowerem kiedy nie pada, nie ma upału, nie wieje wiatr, chyba że w plecy, a teren jest płaski. Wtedy czuję wolność, zwłaszcza na początku trasy. Lubię, jak jest z górki, ale wtedy powstaje pewna prawidłowość, że aby zjechać w dół, najpierw trzeba się wdrapać na górę. Na szczęście mieszkam na nizinach.

Zawsze planujemy trasę, bo oprócz drogi ważny jest także cel. Powinien być w miarę ciekawy, aby dobrze się jechało, odliczając kilometry. Staramy się za każdym razem przejechać odrobinę więcej, aby sukcesywnie nabierać kondycji i mieć niebywałą przyjemność z jazdy. Nie wiem jakim cudem prawie zawsze dzieje się tak, że robimy trasę dłuższą niż w fazie jej projektowania. To dzieje się od lat. Podejrzewam niedokładność map.

Plany, fot. Anna Piekut

fot. Anna Piekut

Wsiadam na rower i proszę pamięć mięśniową, aby nie miała takich problemów jak ja w codziennym życiu. Startujemy, a przy tym zupełnie nie zależy nam na osiągnięciu wysokich średnich prędkości. Ja swoją podwyższam, rozpędzając się z górki. Na liczniku bywa nawet 30 km/h. Jeśli na horyzoncie widzę wzniesienie, nabieram prędkości, aby choć częściowo pokonać je żwawo. Nieważne, że za chwilę muszę równie szybko redukować biegi, aby nie stanąć w miejscu. Na każdą okoliczność trzeba mieć plan. Mój towarzysz po prostu jedzie. Swoim tempem, czerpiąc przyjemność z jazdy, bo jak mówi, muszą być pot i ból, inaczej to nie jest prawdziwa eskapada rowerowa. Wiadomo, mężczyzna ma więcej siły. Jadąc mało ruchliwą drogą, możemy nawet porozmawiać. Uwielbiamy rowerowe wycieczki, świat wokół jest piękny, zwłaszcza wiosną, gdy wszystko radośnie budzi się do życia. To świetny czas, nawet mimo nadwyrężonych niektórych części ciała po powrocie. Sukces mierzony siłą mięśni buduje pewność siebie i szybko zapominamy o nieprzyjemnych konsekwencjach. Prawdziwie jest wtedy, gdy dajemy radę pokonać trudności.

Jak wspomniałam wcześniej, plany są ambitne, a mianowicie 1000 km w sezonie 2023 i 100 km jednego dnia. Biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe osiągnięcia, ten cel wydaje się realny. Oczywiście jeśli nie przeszkodzi nam jakaś kontuzja, złośliwość rzeczy lub ludzi, pogoda i słabsza forma. Do tego potrzebne będzie wsparcie człowieka, który na mój pełen niedowierzania wzrok, że przed nami wzniesienie prawie pionowe, wypowie magiczne słowa dasz radę. No i co? Daję radę. W życiu pokonały mnie tylko Wzgórza Dylewskie, które podobno są piękne. Nie zdążyłam tego zauważyć, bo mierzyłam się z nimi i potężnym wiatrem. W sumie to dawno było. Teraz jest zupełnie inaczej, więc do zobaczenia na trasie.

Anna Piekut

Anna Piekut

Miłośniczka dobrych książek, długich spacerów, rowerowych wycieczek i futbolu. Kociara. Rękodzielniczka.

Komentarze