Pigułka

Robi jej się coraz lżej. Obrazy za oknem zmieniają się: pola, lasy, domy. Jej mózg zaczyna przyjemnie drętwieć. Uczucie ukojenia rozpływa się po całym ciele.

Pusty przedział. Rozłącza się. Odkłada telefon. Trzęsą jej się dłonie. Sięga do torebki. Długopis, portfel, telefon, szminka. Nie może ich znaleźć. Może gdzieś jej wypadły albo zostały w domu? Jest bliska, by krzyczeć z przerażenia. O! Są! Wreszcie wyjmuje pudełko. Wyciąga połyskujący listek tabletek. Wyjmuje jedną (chociaż przez chwilę zastanawia się, czy nie wziąć dwóch). Przez moment przygląda się pigułce, obraca ją w palcach, jest błękitna jak bezchmurne niebo.

W takich momentach czuje wdzięczność do swojego lekarza. Kładzie tabletkę na końcu języka i popija sokiem pomarańczowym. Patrzy na zegarek, jest 14:35. O 15:05 lek powinien zacząć działać. O 15:20 powinno być jej już zupełnie błogo.

Wkłada słuchawki do uszu, gdyby komuś wpadło do głowy dosiąść się i zacząć rozmowę. Kładzie głowę na oparciu siedzenia i czeka na uczucie relaksu. Wsłuchuje się w rytm jadącego pociągu. Skupia uwagę na oddechu. Robi jej się coraz lżej. Obrazy za oknem zmieniają się: pola, lasy, domy. Jej mózg zaczyna przyjemnie drętwieć. Uczucie ukojenia rozpływa się po całym ciele. Czekają ją jeszcze trzy godziny relaksu, nie musi NIC robić. Czuje ciepłą krew, która płynie jej w żyłach. Wreszcie. Czuje się rozleniwiona. Myśli cichną, mięśnie się rozluźniają. Wszystko puściło, czas na zasłużony odpoczynek.

fot. Skitterphoto, CC0

fot. Skitterphoto, CC0

Musi iść do toalety, po drodze mija kłócącą się parę. Przez chwilę zastanawia się, czy nie zaoferować im błękitnych pigułek. Wyobraża sobie, jak przestają się kłócić, siadają i gapią w przestrzeń. Dzięki lekom życie staje się prostsze, znośne, mniej bolesne. Wraca na swoje miejsce.

Nie jest ani radosna, ani smutna, jest spokojna. Zwija się w kłębek i przykrywa kurtką. Teraz może się nacieszyć niczym niezmąconą ciszą. Jej powieki robią się coraz cięższe. Nie ma siły, by w uwierzyć w coś innego, niż medycyna. Zasypia.

Budzi się na chwilę, widzi zachód słońca nad polem rzepaku, patrzy na różowe niebo i żółte kwiatki. Zasypia znowu. Śnią jej się kolory, nic nieznaczące abstrakcje.

Gdy się budzi widzi miasto. Przespała Kraków Główny. Trudno, będzie musiała wysiąść na Płaszowie. W normalnej sytuacji może by się tym przejęła. Może byłaby na siebie zła. Wstaje. Zdejmuje walizkę z półki. Niemalże bezwładna. Rozlazła. Bezbronna. Otępiała. Wysiada.

Katarzyna Durajska

Katarzyna Durajska

Etnolożka, lokalna aktywista, copywriterka. Wierzy w odwagę, wrażliwość i siostrzeństwo. Kolekcjonuje filiżanki.

Komentarze