Odczytanie świata na nowo

Nie zawsze zauważamy sposób, w jaki dany autor ukazuje w swojej książce faunę i florę. A jeśli to właśnie na nich jakaś powieść jest zbudowana? Jeśli to relacja, czucie świata natury, jest istotnym tłem i bazą dla książki?

Ile razy zdarzyło Ci się omijać opisy w czytanej akurat książce? Mnie samej się zdarzało i przyznaję się do tego bez bicia, bowiem wraz z wiekiem zrozumiałam, że pomijane opisy… najczęściej zdarzały się w książkach, które nie były aż tak pochłaniające z literackiego i fabularnego punktu widzenia. Przecież z jakiegoś powodu, słynne rozległe refleksje na temat przyrody z Władcy Pierścieni Tolkiena, czytałam za to z zapartym tchem, a każdy tom – uczciwie, od deski do deski.

Przypomniałam to sobie zasiadając do napisania felietonu na temat literatury, która nie tylko chce, ale też potrafi pisać o naturze i otaczającym nas świecie we wciągający i autentyczny sposób. To nie tak, że tego typu książek jest mało. Ależ są i to w niejednej, męczonej za czasów szkolnych lekturze, znalazłyby się pozycje-perełki pod kątem podejścia ich autora do przyrody. Chodzi mi o takie pisanie, gdzie drzewo, roślina, ale i zwierzę, traktowane są jak równi człowiekowi, bez wartościowania żadnej ze stron, z pełnym realizmem.

fot. Mark Harpur, CC0

fot. Mark Harpur, CC0

Częścią naszej rzeczywistości jest przecież stan wzajemnego niezrozumienia z tymi milczącymi, a jednak pięknymi i potrzebnymi nam (choćby do odpoczynku) tworami. Owo niezrozumienie wynika najczęściej z odmiennych języków, dyskursów, innych perspektyw. Wiem, że są osoby otwarte na mowę roślin czy ciche szepty leśnych drzew. Inni jednak nieszczególnie zawracają sobie głowę tym elementem świata, traktując go podmiotowo. Podobnie rzecz się ma w literaturze, którą czytają tak samo odmienni w gustach i przyjętej percepcji ludzie.

Tym samym, nie zawsze zauważamy sposób, w jaki dany autor ukazuje w swojej książce faunę i florę. Bardzo często – i czynią to nawet doświadczeni w fachu pisarze czy poeci – pomijamy ten aspekt. A jeśli to właśnie na nim jakaś powieść jest zbudowana? Jeśli to relacja, czucie świata natury, jest istotnym tłem i bazą dla książki?

O ile zawsze uznawałam ten aspekt za ważny, o tyle nie wiedziałam, że w literaturoznawstwie istnieje na to termin – od końcówki XX wieku. Nawet na studiach tego typu o nim nie usłyszałam! Ukuł go tzw. intelektualny nomada – Kenneth White, który podróżował i pisał o subtelnej relacji człowieka z przyrodą. Ten termin to geopoetyka, sposób pisania stawiający w centrum nasz związek z ziemią.

Przedzierając się przez gąszcz literatury różnych epok i kultur, można stworzyć obszerną listę dzieł, które właśnie w taki sposób snują swoje historie. A jak wiele jeszcze powstanie! – szczególnie w dobie współczesnego powrotu do natury. Apeluję więc nie tylko do czytelników, ale też do autorów i literaturoznawców, do osób fascynujących się słowem czy przyrodą – dostrzegajmy to, jak piszemy i mówimy o naturze. Jak już o niej napisano i powiedziano i co to wnosi do naszej codzienności. Może nieco więcej spokoju, uziemienia, spowolnienia i uważności na otaczający świat?

Martyna Borowska

Martyna Borowska

Pasjonatka pisarstwa, filozofii wschodniej, hermetyzmu i mentalnej transgresji.

Otwiera słowem drzwi percepcji na alslowia.pl.

Komentarze