Nieznane oblicza Republiki

Zarządzana przez Grzegorza Ciechowskiego Republika na stałe zapisała się do klasyki polskiego rocka. Praktycznie co roku organizowane są festiwale czy konkursy wspominające lidera tej formacji i promujące nowe pokolenia muzyków.

Niezwykle trudnym zadaniem byłoby odniesienie się do niemal dwudziestoletniej historii zespołu w ramach krótkiego felietonu. Pisanie o znanych wszystkim kawałkach pokroju Białej flagi czy Telefonów również mija się z celem. Spróbujmy przyjrzeć się Republice od jej mniej spopularyzowanej strony – a mianowicie kilku płytom i kompozycjom z lat 90., które wydają się dzisiaj nieco zapomniane.

Wydany w 1991 roku album o tytule... 1991 był powrotem zespołu do twórczości studyjnej – i w ogóle objawem jego reaktywacji – po siedmiu latach od Nieustannego Tanga z 1984. Płyta w formie winylowej to prawdziwy biały kruk dla fanów czarnych krążków, znalezienie jej we w miarę znośnej cenie graniczy z cudem. Zespół postanowił dokonać na niej pewnego rozliczenia ze swoją wcześniejszą twórczością. Znajdują się tutaj przede wszystkim nowe wersje utworów znanych wcześniej z emisji radiowych czy singli, takich jak Kombinat, Sexy doll czy Sam na linie (w wersji na CD) i kilka nowinek w postaci Lawy, Republiki lub Zawrotów głowy. Album jest przezabawny. Muzycy z ogromnym dystansem rozmontowują patos i brzmienie uwielbianych przez wszystkich przebojów, pokazując je w krzywym zwierciadle. Najlepiej widać to na przykładzie Białej flagi '91, którą rozpoczynają łamiące się dźwięki klawiszy Ciechowskiego. Przekrzykujące się, graniczące niemal z raperską melorecytacją, partie wokalne również robią tu świetną robotę. Największym minusem płyty jest lekko kanciaste brzmienie spowodowane brakiem gitary basowej. Ale to chyba znane prawidło, że bas słychać najlepiej, kiedy go nie ma.

1991, Republika, 1991, Arston

1991, Republika, 1991, Arston

Wydane w kolejnych latach krążki, to jest Siódma pieczęć i Republika marzeń były wyrazem redefinicji brzmienia zespołu. Skład wzbogacony o nowego basistę – Leszka Biolika – postanowił spróbować swoich sił w brzmieniach klasycznego rocka – świadczą o tym między obecne na obu płytach organy Hammonda czy Rhodesy. O flecie nie wspominam, bo był obecny już wcześniej. Jednymi z ciekawszych pod względem muzyki i tekstów piosenkami z tego okresu są między innymi Amen, Betlejem jest wszędzie i Mantra ma. Pierwsza z nich nasuwa skojarzenia z brzmieniami psychodelicznego rocka. Delikatna gitara wprowadza nas w bardzo nastrojowy i hippisowski klimat, a całość opowiada o miłości pełnej tajemnicy – chyba jednym z najczęstszych motywów w twórczości Republiki. Betlejem jest wszędzie rozprawia się z kiczowatością i słodkością kolęd, prezentując ten temat w bardziej groteskowy sposób. Ostatni z wymienionych utworów brzmi jak piosenka, którą mogłoby nagrać Lady Pank połączone ze spokojniejszym Red Hot Chilli Peppers. Postpunkowe brzmienie gitary i funkowy bas tworzą tutaj rzadko spotykaną w polskim rocku całość, która ma w sobie dosyć sporo sensu.

Ironiczne podejście do własnej twórczości i eksperymenty z formą odstają bardzo mocno od hymnowego i nowofalowego brzmienia, jakim zasłynęła Republika w początkowym okresie swojej działalności. Odświeżając sobie te trzy płyty Ciechowskiego i spółki, wielokrotnie miałem wrażenie, że słucham innego zespołu. Może właśnie w tym tkwił sekret tego artysty z Torunia – łączenie ze sobą różnych brzmień, eksperymentowanie, a jednocześnie zachowanie przy tym twarzy. Odkrycie tych nieznanych oblicz Republiki może być dla wielu dużym zaskoczeniem.
Warto spróbować.

Mateusz Derecki

Mateusz Derecki

Basista w zespole Octopus Ride, aktywny słuchacz i analityk Dobrej Muzyki, wielbiciel wycieczek pieszych i rowerowych.

Komentarze