Nieopisane szczęście

Już od wielu lat wszyscy trąbią, że świat schodzi na psy - oczywiście, winni są temu Amerykanie. Nie mam na myśli wojen, kretynizmów rządzącego obecnie przerośniętego Cheetosa, ani nic takiego, ale napływającą stamtąd modę na opisywanie rzeczy oczywistych.

Każdy już śmiał się z orzeszków ziemnych, które mają na puszce napisane, że mogą zawierać orzeszki, czy ze stroju Supermana, na którym producent musiał umieścić informację, że założenie go nie umożliwi latania. Niektórzy mieli nawet niezły ubaw, kiedy na pudełku od żelazka przeczytali, że nie należy prasować ubrań, które aktualnie ma się na sobie.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że niekiedy informacje są przydatne – alergie pokarmowe czy względy etyczne kupującego mają tu znaczenie. Ale czy naprawdę musimy dążyć do tego, żeby wszystko było skrupulatnie i precyzyjnie opisane? Czy potrzebujemy tabliczki Uwaga, schody przed schodami? Postawcie mi ją tam, gdzie schodów się nie spodziewam, a nie tam, gdzie je widzę.
Co będzie dalej? Czemu na butelce wody nie ma informacji, że uwaga, grozi zamoczeniem? Czemu na drzwiach nie piszemy Uwaga, drzwi? (No, chyba że są to szklane drzwi – kto nigdy nie przyładował w takie łbem?)

fot. Michał Zawisza Woyczyński

fot. Michał Zawisza Woyczyński

Ja osobiście preferuję zdecydowanie nasze europejskie podejście do tematu. Zamiast oznaczać wszystko – orzeszki, że mają orzeszki, sufit, że uwaga, sufit, u nas widzę wspaniałe rozluźnienie w tym zakresie. Skąd ta obserwacja? Jak kilka poprzednich, które opisywałem, zaczęła się od wyjazdu do Bułgarii.

Widziałem tam bowiem kilka pięknych, niewątpliwie zabytkowych miejsc. Taki na przykład wiatrak, albo może latarnia morska – szlag to wie, zrujnowane było. Otoczone płotem, jakby szykowali się do remontu, ale i tak chciałem się dowiedzieć, co zacz. Znalazłem tabliczkę, ale po bułgarsku. Podpiąłem się do miejskiego internetu, wklepałem co znalazłem w tłumacza googla, i już wiedziałem, że stoję przed pięknym, zabytkowym Plac Budowy Zakaz Wstępu. U nas takich placów budowy nie majo.

Na promenadzie prowadzącej do starego Nessebaru stał młyn – taki klasyczny, skansenowski wiatrak, na widok którego Don Kichot dostałby wzwodu. Bardzo mnie to ciekawiło – co on robi na środku tej mierzei? Do czego służył? Albo skąd się tu wziął? W szumie wiatru usłyszałem odpowiedź – a chuj cię to obchodzi… odzi… odzi…. Nic, zero tabliczek, zero opisów. Cisza. Nawet dzieje nie chichotały.

Z kolei na końcu tej promenady, przy samym starym Nessebarze, piękny, malowniczy posąg stał, zwrócony w stronę miasta. I okazało się, że nie tylko ja nie wiem, kto to. Bułgarzy też nie. Chociaż najbardziej popularna była opinia, że to święty Mikołaj, to jakoś byłbym równie szybko skłonny uwierzyć, że to święta Hermenegilda lub Elvis Presley.

Teraz siedzę natomiast w czeskim Nachodzie. Poszliśmy zobaczyć kapliczku, bo ulica nazywa się Pod Kaplickou, a pobliska nazywa się Za Kaplickou. No i było kapliczku, na kapliczku Maryjku, ciemno choć oko wykol. Kapliczku, jak zakładam było dla Maryjku… Ale ponownie, wasze zgadywanki są równie trafne jak moje.

Natomiast na ryneczku stoi sobie rzeźba. Metalowy łuk, na nim – chyba – tutejszy zamek, a pod zamkiem kilka dzwoneczków, które akurat o 17:00 wydzwoniły melodyjkę (i to taką, która doprowadzi turystę do zachwytu, a najbliższego montera okien dźwiękoszczelnych do obrzydliwego bogactwa). Co to za melodyjka? Czort wie. Czy to zamek na szczycie łuku? Niech ci będzie.

Zdecydowanie jestem fanem. Ta gra niedopowiedzeń, ta niepewność jutra, życie na krawędzi. Co się stanie, jeśli kapliczku nie było dla Maryjku, tylko dla jakiejś innej świętej? Co, jeśli na Nessebar spogląda z rozpostartymi ramionami szwagier ostatniego burmistrza, czy kto tym bajzlem zarządza?

Dreszczyk emocji, yay! Nic nie opisujmy. Selekcja naturalna zrobi swoje, a zabytki będą odpowiednio tajemnicze, jak powinny być!

Michał Zawisza Woyczyński

Michał Zawisza Woyczyński

Anglista, dziennikarz, PRowiec z wykształcenia, zamiłowania, zawodu i innych zrządzeń losu. Obserwator, magister sarkazmu i samokrytyki.

Komentarze