Moje miasto

W moim mieście nieletnia młodzież piła na cmentarzach. Można się było schować między drzewami a nagrobkami i otworzyć puszkę. Pierwsze piwo piło się na katolickim, drugie na ewangelickim, trzecie na żydowskim.

W moim mieście najwięcej było aptek, supermarketów, sklepów monopolowych i kościołów. Było jedno działające kino, dworzec, kilka parków. I był tramwaj do Łodzi. I jeśli było w nim coś ciekawego to właśnie cmentarze, ruiny starych fabryk z wysokim kominem, który zburzono i zniszczony budynek dawnego kina z wielką salą kinową do której przez dziurę w dachu wpadało słońce. Stare kamienice w których dzieci biegają po podwórkach bez opieki, podczas gdy ich nastoletni rodzice wciągają mefedron, babcie leżą pijane pod stołem, a dziadkowie odsiadują wyrok za rozbój.

Był też dom zbudowany przez mojego pradziadka, spędziłam w nim swoje najwcześniejsze lata. Znajdował się na ulicy, gdzie kwitło mnóstwo mleczy, nieopodal pasły się kozy, mieszkało na niej też kilka romskich rodzin. Pamiętam Romki w przepięknych, długich, kolorowych spódnicach, złotych kolczykach i czarnych włosach spiętych w kok.

W latach dziewięćdziesiątych doszło do niewyjaśnionego morderstwa romskiej rodziny i od tego czasu Romowie zaczęli stopniowo wyjeżdżać pozostawiając po sobie duże, zdobione domy. W moim mieście wieczorami pachniało dymem.

Moje miasto jest miastem opuszczonych budynków. Jest miastem z fascynującą przeszłością i szarą, monotonną teraźniejszością. Większość moich znajomych, tak jak i ja, po zdaniu matury spakowała swoje rzeczy i wyruszyła w świat. I sądzę, że już tam nie wrócimy.

Czy coś się od tego czasu w nim zmieniło? Zbudowano hotel, odnowiono park, zlikwidowano tramwaj.
Ostatnio rada miasta wyraziła sprzeciw wobec przyjmowania uchodźców.

Katarzyna Durajska

Katarzyna Durajska

Etnolożka, lokalna aktywista, copywriterka. Wierzy w odwagę, wrażliwość i siostrzeństwo. Kolekcjonuje filiżanki.

Komentarze