Lato znaczy wolność?

Przyzwyczailiśmy się do tego, że najcieplejsza pora roku oznacza wakacje. Czas zabawy, relaksu w słońcu, czas dla przyjaciół. Staramy się zarezerwować sobie urlopy właśnie latem, chcemy smakować życia i przyrody. Gorejące słońce to podsyca, a zieleń wokół koi rozbiegany umysł, przywraca coś esencjonalnego dla każdej istoty, wolną wolę.

Wiedzą o tym zwykli ludzie, bo znają to z autopsji; wiedzą zatem też ci, którzy wydają rozkazy i rozporządzenia. To nasze drugie lato z wiszącym nad głowami widmem w postaci wirusa, grożącego śmiercią najsłabszych. O dziwo, w lato wirus potulnieje – to już drugie takie lato. Ja wtedy myślę… cóż, prawdopodobnie nawet gdyby nie spotulniał na wakacje, ludzie nie zawracaliby sobie nim głowy. Latem mamy w sobie więcej wolności, odwagi i dostrzegamy swoje potrzeby. Trudniej je ukryć, gdy trzeba coraz mniej wkładać na ciało – i na twarz. Trudniej ukryć własną twarz, bo gorąco.

Żywioł ognia to prawda. A prawda jest taka, że dajemy się pozamykać wtedy, kiedy jest to wygodne, a gdy byłoby to bardzo nieznośne dostajemy namiastkę kilkunastotygodniowej wolności. I wszystko wydaje się czyste i ładne, zaplanowane, pogodzone z losem. Pogodzone z ludzką psychiką. Brawa i wiwat – to utopia prawdziwa znać tak dobrze potrzeby społeczeństwa.

fot. Etienne Girardet. CC0

fot. Etienne Girardet. CC0

Lato znaczy wolność, ponieważ zimą czy jesienią, a nawet wiosną, kiedy budzimy się ze snu – jesteśmy zdani na pastwę machiny konsumpcyjnej i korporacyjnej. Mało czasu na pomyślenie o życiu, na autorefleksję, na poszukiwania i faktyczny rozwój. To, co dla społeczności tradycyjnych było momentem głębokiego wejrzenia w siebie – zima – dla nas jest czasem największej wydajności i topienia swojej osobowości w zadaniach do wykonania. To, co dla archaicznych ludów było obcowaniem z naturą, ciężką i radosną pracą z roślinami lub sobą nawzajem w towarzystwie orzeźwiającej lemoniady – lato – dla nas jest jedyną chwilą na złapanie wytchnienia od pędu, poprzez napędzanie innej machiny – wyzyskowej turystyki, odurzenia i zapomnienia w wirze zdarzeń.

Brakuje w tym równowagi, ale jako osoba obserwująca to z boku od wielu lat, niewiele mam do powiedzenia. Tym bardziej w czasach pandemicznych, kiedy to lato jest utęsknioną wolnością w stu procentach. Kiedy tak daliśmy się sterować? Kiedy staliśmy się pionkami w grze? Gdzie jest to skrzyżowanie, na którym obraliśmy zbyt migotliwą trasę?

Lato to wolność, więc skorzystajmy z tego naprawdę i zajrzyjmy tam, gdzie dotąd nie patrzyliśmy – w prawdę tego co nas otacza. W prawdę tego, jaką postawę przyjmujemy, jaką perspektywę. W co wierzymy, myślimy, a co robimy. Czy jesteśmy spójni moralnie? Czy popadamy w moralną schizofrenię? Czy daliśmy się podzielić i odgradzamy wielkim murem jedni od drugich, tych ze znamionami na ramionach i tych bez?

Granica jest cienka i wiele wprawy wymaga balansowanie umysłem pośród pogłębiających się różnic, w które zostaliśmy wpędzeni wbrew własnej woli (bo zostawiliśmy ją w archaicznym lecie wolności). Ów balans jednak warto pielęgnować, uczyć się go, dbać o jego świeżość, bo coraz częściej zaczynam dostrzegać, że będzie nam niezbędny, by budować świat dalej. A co podzielone spadnie w swoje własne skrajności i w nich zabulgocze, niezależnie czy będzie nań świeciło słońce czy trzaskały weń lodowe kry.

Martyna Borowska

Martyna Borowska

Pasjonatka pisarstwa, filozofii wschodniej, hermetyzmu i mentalnej transgresji.

Otwiera słowem drzwi percepcji na alslowia.pl.

Komentarze