Kryzys migracyjny

Ludzie szukają odpowiedniego dla siebie miejsca na ziemi od zawsze, najchętniej osiedlając się w okolicach rzek lub na żyznych glebach dotkniętych lawą wulkaniczną.

Oba te wybory prędzej czy później uderzają w te społeczności powodziami lub kolejnymi wybuchami wulkanu. Historia lubi zataczać koło.

Polska emigracja

Mimo tysięcy lat ewolucji ludzie ciągle mają te same potrzeby – szukają swojego miejsca, zmieniają się tylko przyczyny migracji. Dzisiaj, kiedy żywność można produkować w większej odległości od rzek i najlepszej gleby, głównymi powodami wędrówek ludów są wyczerpane zasoby i wojny. Ten drugi przypadek jest nam szczególnie bliski od czasu upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów, kiedy Polska straciła swoją podmiotowość, przez co nasi przodkowie nawet mieszkając na tych samych ziemiach, co wcześniej, nie mieszkali już w Polsce i często byli ofiarami represji. Jednym z najważniejszych polskich emigrantów był choćby bohater rodzących się Stanów Zjednoczonych – Tadeusz Kościuszko. Do czasu upadku komunizmu miliony Polaków emigrowało (bądź uchodziło) w najróżniejsze rejony świata – do USA, krajów muzułmańskich, nawet w Afryce znajdziemy spore skupiska Polaków.

fot. Sébastien Goldberg, CC0

fot. Sébastien Goldberg, CC0

Polska imigracja

Jak Polacy w perspektywie tych doświadczeń patrzą na współczesną imigrację? Niestety bardzo nieprzychylnie. Polska jest krajem bardzo homogenicznym zarówno pod względem kultury, religii, jak i rasy. Po latach braku państwowości z krótką przerwą na okres międzywojenny popadliśmy w komunizm, który nie zachęcał cudzoziemców do osiedlania się w naszym kraju. Kiedy znowu odzyskaliśmy suwerenność obudziliśmy się jako jedno z najmniej zróżnicowanych państw w Europie. Oczywistą prawdą jest, że ludzie boją się inności i w tym kontekście śmiało można powiedzieć, że dumni i odważni Polacy (bo za takich siebie przecież uważamy), są w rzeczywistości jednym z najbardziej strachliwych narodów w Europie. Paradoksalne jest, że skrajnie niechrześcijańska postawa, jaką jest niechęć pomocy bliźniemu uciekającemu przed wojną czy biedą, jest postawą, która ma tego chrześcijaństwa bronić. Część polskiego kościoła i środowisk politycznych uważa polską wiarę za tak słabą, że nawet w kontekście wpuszczenia do kraju kilkuset muzułmańskich uchodźców kilka lat temu obawiali się, że kraj zostanie zalany islamem, chociaż w latach dziewięćdziesiątych nie spowodowało tego przyjęcie do kraju tysięcy Czeczenów uciekających przed wojną z Rosją. Nie przyniosło to też Polsce ani jednego ataku terrorystycznego, ale dla dużej części Polaków nadal bardziej niebezpieczny wydaje się muzułmański lekarz, niż Polak katolik prowadzący samochód pod wpływem alkoholu.

Imigranci, uchodźcy czy część wojny hybrydowej?

Dyskusja o tym, czy uchodźca przestaje nim być przedostając się do pierwszego nieobjętego wojną kraju, a później jest już imigrantem zarobkowym jest zupełnie pozbawiona sensu. Nie można jednak stawiać znaku równości między chęcią pomocy ludziom uciekającym przed tragedią i skrajną biedą, a poddawaniem się dyktatowi obcego państwa, które stara się wykorzystać tragedię tych ludzi do destabilizacji sytuacji w naszym kraju, zarabiając jeszcze na tym duże pieniądze. Trudno się dziwić tłumowi napierającemu na granicę, jeśli wcześniej ktoś obiecał im, że zostaną wpuszczeni, a że obiecywał im to białoruski dyktator, cóż – ludziom uciekającym przed śmiercią łatwo jest uwierzyć w to, co może ich uratować.

Czy więc powinniśmy odpuścić i pozwolić uchodźcom sforsować granicę? Oczywiście nie, byłoby to bardzo niebezpieczne dla bezpieczeństwa państwa i nie byłoby to niebezpieczeństwo wynikające z wtargnięcia tych ludzi do naszego kraju, a raczej z okazania słabości i pokazania, że nasze granice nie są szczelne. Czy należy odpowiadać siłą na bezpośredni atak tych zdesperowanych ludzi na naszych funkcjonariuszy? Oczywiście. Czy należało od pierwszego dnia informować ich, że zostali okłamani i okradzeni przez białoruskie władze? Zdecydowanie zabrakło tego elementu na początku kryzysu. Zwiększyłoby to szansę na odwrócenie agresji tłumu w kierunku strony białoruskiej i szybszą chęć powrotu do swojego kraju.

Najważniejszym pytaniem wydaje mi się jednak to – czy należy w takich sytuacjach postępować zgodnie z prawem międzynarodowym i udzielić azylu tym, którzy o niego proszą, zwłaszcza, że i Polacy mogą kiedyś być zmuszeni do skorzystania z jego zapisów? I czy można nazywać siebie chrześcijaninem, nie wypełniając najważniejszych założeń tej religii? Można odnieść wrażenie, że muzułmanie faktycznie są wierniejsi założeniom swojej religii, niż chrześcijanie. Może więc w tym kontekście Polacy jednak mają się czego bać.

Karol Graczyk

Karol Graczyk

Autor kilku książek, licznych recenzji, wywiadów, redaktor i korektor.
Obserwator nieustannie zachodzących przemian społecznych, gospodarczych i politycznych.

Komentarze