Jak pokonać tumiwisizm?
Żyjemy w dziwnych czasach. Z jednej strony, mamy nieporównywalnie większe możliwości niż nasi rodzice, czy dziadkowie, z drugiej, posiadamy poważne braki w sferze społeczno-emocjonalnej. Często borykamy się przez to z osamotnieniem i zachodzimy w głowę, jakim cudem ludzie byli ze sobą kiedyś tak zintegrowani.
Głównym winowajcą współczesnego rozluźniania więzi jest postępująca, trawiąca nas wszystkich choroba – tumiwisizm.
Słowo-klucz XXI wieku to szybkość. Liczy się już, teraz, natychmiast – zaraz nie wchodzi w grę. Płacimy w pośpiechu kartą, ściągnięcie z Internetu nowej płyty czy książki zajmuje nam sekundę, na półkach w supermarketach dumnie prezentują się gotowe dania, do błyskawicznego podgrzania w mikrofali. A relacje międzyludzkie? Tu niestety trzeba się nieco namęczyć. Szczere zainteresowanie, zaangażowane słuchanie i rozmowa zajmują zbyt wiele cennego czasu, który można byłoby poświęcić na ciekawsze zajęcia.
Dlatego właśnie duża część z nas z praktykuje tumiwisizm – uprzejme olewanie drugiego człowieka. Nadajemy codziennym kontaktom barwy fałszywej serdeczności, rzucamy słowa na wiatr, a dotrzymywanie obietnic mamy za nic. To znaczy, generalnie fajnie jest coś komuś obiecać – czujemy się wtedy ważniejsi, upajamy się własną wielkodusznością i wspaniałomyślnością. Schody zaczynają się, gdy ktoś postanawia nas z takiego przyrzeczenia rozliczyć.
fot. Sasha Freemind, CC0
Dobra znajomość równa się dobra zabawa. Lubimy z kimś przebywać, jeżeli możemy się wspólnie pośmiać, pogadać o głupotach, wyluzować się. Kiedy delikwent wyskakuje, jak filip z konopi, i porusza osobisty, delikatniejszy temat, wkraczamy na grząski grunt. Super, jeśli można obrócić niewygodny wątek w żart, nie zawsze się jednak da. Wiercimy się więc zniecierpliwieni, tracimy humor i pod byle pretekstem dezerterujemy. Rzucamy jeszcze parę frazesów w stylu: zobaczysz, będzie dobrze, wszystko się ułoży albo po każdej burzy wstaje słońce i – szast prast – już nas nie ma.
A przecież nie tak powinno być. Proces zaprzyjaźniania się i zbliżania do siebie to ciężka, ale bardzo opłacalna praca. Lojalnego przyjaciela można znaleźć tylko przy pomocy naturalności i niekłamanej empatii. Warto otworzyć się przed drugą osobą i pozwolić jej na to samo. Perspektywa emocjonalnego obnażenia wygląda raczej przerażająco, lecz kiedy trafimy na właściwy grunt, ryzyko zaowocuje głęboką relacją. Odsuńmy od siebie tumiwisizm, z całą jego tandetną, wygodną połyskliwością i spójrzmy na drugiego człowieka. Nie przelotnie, w biegu, ale uważniej. Może się okazać, że kumpel, bądź kumpela, z którą lubimy umawiać się na weekendowe piwo lub kawę, zasługuje na więcej. Że i my zasługujemy na kogoś, kto autentycznie nas posłucha i pocieszy w trudnej chwili.
Tumiwisizm jest dziś realnym zagrożeniem, ciągnącym za sobą plagi samotności, arogancji i małostkowości. Nadeszła pora, by ostatecznie się z nimi rozprawić – zabierajmy się więc do roboty.

Marta Wiktoria Kaszubowska
Doktor filozofii, autorka dwóch powieści beletrystycznych - Zapach tytoniu i Brakujące ogniwo, kulturoznawca.
Strona internetowa:
linkedin.com/marta-wiktoria-kaszubowska