Ja to wszystko potrzebuję!

Idę dalej, bo w oddali widzę regał z jakimiś ładnymi pojemnikami w moim klimacie. Jeszcze tylko zerknę do tych lampionów na stół. Dwa lampiony wystarczą. I już jestem przy pudełkach. Cudne są.

Wchodzę do sklepu wielobranżowego po obrus na okrągły stół. Przy wejściu mijam piękny, zachęcający do zatrzymania, stół przyozdobiony na eleganckie przyjęcie. Chciałabym raz ugościć rodzeństwo przy stole błyszczącymi lampionami, aaaa no i jeszcze z takimi pięknymi obrączkami na serwetki. Tak w ogóle, to przydałoby się talerze wymienić, bo pozdzierane już są.

Idę po obrus. Mijam regał z pościelą. Kurde, teraz te nowe poduszki są ładne nawet bez poszewki. A moje…, pierzaste, jeszcze z domu rodzinnego wyniesione. Wstyd, muszę nowe kupić, bo co będzie, jak ktoś na noc zostanie. Co jak co, ale na poduszki mnie stać.

Idę dalej. No jasne! Wystarczy, że kupię trzy koszyki i w łazience zrobi się porządek. I ten temat będzie zamknięty. Kupię trzy koszyki i postawię je na pralce. Pochowam bibeloty. Będzie schludniej, na pewno. Dawna już miałam się tym łazienkowym bajzlem zająć.

No nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Dokładnie taki zegar wyobrażałam sobie nad wejściem do kuchni. Wielkość się zgadza, cyfry arabskie, kolor mięty. Idealnie wpasowuje się w klimat kuchenny. Ile?! 89 zł? Jasna cholera. Z koszykami i zegarem to już może trochę spory rachunek być. Ale akurat na taki zegar, to ja poluję od dawna. Biorę. Biorę, bo jak nie kupię to będę żałować. Zawsze tak jest. Jak nie wezmę od razu, to żegnaj zegarze na dobre. Kupuję i już. No bez jaj, przecież każdy ma zegar.

Idę dalej, bo w oddali widzę regał z jakimiś ładnymi pojemnikami w moim klimacie. Jeszcze tylko zerknę do tych lampionów na stół. Dwa lampiony wystarczą. I już jestem przy pudełkach. Cudne są. To ja igły i nici trzymam w reklamówce, wciśnięte w szafę, a takie pudełko – organizer na przybory do szycia potrafi być piękną ozdobą. I miałabym wreszcie te guziki pod ręką. Postawię je obok fotela na stoliku. To genialny pomysł – będzie jak na okładce katalogu Ikea. Cerowanie stanie się przyjemnością.

Ja to wszystko potrzebuję? fot. Karah Hawkinson, CC0

fot. Karah Hawkinson, CC0

Dobra cena tych baterii. Wezmę, bo to zawsze się przyda. A! No tak, przecież mój pokrowiec na deskę do prasowania ma szkaradne zacieki. Ten jest śliczny i naprawdę tani. To już byłby grzech nie dokupić, tym bardziej, że deska stoi na wierzchu.

Podkładki pod talerze. To jest to! Tanim sposobem zmieniamy wystrój kuchni, lekko już nienowoczesnej. Ale kupić 4, czy 6? A jak ktoś do nas wpadnie…? Sama nie wiem. O! No i problem rozwiązał się sam. Sprzedają popakowane po 3 sztuki.

Coś miałam kupić… Po coś tu przyszłam… Co to było? Obrus! No przecież. Ale nie ma okrągłego. Wezmę te dwie serwetki, a po obrus zajrzę jeszcze do tego sklepu za rogiem.

Czasy konsumpcjonizmu, era ja to wszystko potrzebuję, epoka nie mogę mieć gorzej, niż znajomi. Trudne czasy nastały. Dobrobyt, wszechprzeładowanie duperelami, które zabierają przestrzeń. Bzdury o jakości poniżej krytyki zapchały potrzebną każdemu pustkę, a to było takie miłe miejsce, w którym można było pomyśleć. Pomyśleć nie o czymś, ale o kimś – ot taka odmiana. Mniej gratów, to więcej naszej uwagi poświęconej ludziom. Łatwiej się skupić i zebrać myśli w skromnie wyposażonym pomieszczeniu, niż w przestrzeni zapchanej gratami, z których każdy krzyczy, że trzeba go już wymienić na nowszy. Te krzyki i odgłosy zgarniają nasze myśli, nie pozostawiając wolnego obszaru. A taka pustka jest wymiarem niezbędnym do budowania relacji.

Mam żal. Mam ogromny żal do tych pachnących sklepów z pozytywną muzyką w tle. Mam żal o to, że wchodzę i wszystko, co tam mają, to ja potrzebuję i już dawno miałam kupić. O to, że wszytko, co potrzebuję jest w tej cholernej mega promocji.

Spaceruję po sklepie zachwycając się co kilka sekund czymś zbędnym i tak ładnym, że… muszę to mieć. Wydaję za dużo, przynoszę zbyt wiele. Oczy pieką od miliona jarzeniówek pracujących na to, żebym przypadkiem czegoś nie przegapiła. Wysuszone klimatyzacją powietrze zmusza mnie do kupienia wody za pieniądze, za które niektórzy żyją przez tydzień, a może i dłużej. Nogi mnie bolą, bo kilometry trzeba po tej galerii zrobić, żeby trafić do toalety. Padnięta jestem, spłukana i jeszcze muszę zrobić przegląd kilku szafek, bo gdzie ja teraz te zakupy zmieszczę?

Taki oto obraz hedonistycznego materialisty, którym po trochę jest każdy z nas, pozostawiam do przemyśleń przed najbliższymi zakupami.

Katarzyna Wojtunik

Katarzyna Wojtunik

Prywatnie żona jednego męża, mama trójki chłopców.
Zawodowo blogerka, copywriter, freelancer, przedsiębiorca.
Najbardziej lubi po prostu pisać.

Strona internetowa
katarzynawojtunik.pl

Komentarze