Ile kosztuje bycie kobietą?

To pieniądze, za które można kupić kilka dobrych książek, jakiś kurs doszkalający, albo bilet kolejowy relacji Katowice-Gdańsk-Katowice i jeszcze na rybkę zostanie.

Jakiś czas temu udałam się do jednej z drogerii, aby dokupić brakujące mi artykuły kosmetyczne. Należę do tej kategorii kobiet, które niekoniecznie znają się na fikuśnych mazidłach, odzwierzęcych wydzielinach, a rozróżnienie wszystkich kosmetyków, których używają zaawansowane adeptki sztuki makijażu, ma dla mnie wymiar transcendentny. Moja codzienna pielęgnacja nie jest w żaden sposób zawiła. Mejkap, który nakładam również jest mało skomplikowany.

Wzięłam więc z półki szampon do włosów, żel pod prysznic, płyn do higieny intymnej, płyn micelarny, paczkę podpasek, tampony, jakąś szminkę z promocji, bo lubię czerwone usta jak nic innego. Rachunek trochę mnie przeraził. Zapytałam koleżanek, ile średnio wydają na kosmetyki. Ceny okazały się być podobne – przynajmniej u tych, które nie inwestują w jakieś bardziej zaawansowane kategorie kosmetyków. Zwłaszcza koszty najbardziej potrzebnych artykułów sanitarnych, które przy pielęgnacji kobiecości są niezbędne, biją po oczach.

Ile kosztuje bycie kobietą?mod. Rita Miernik, fot. Magdalena Kapral

mod. Magdalena Kapral, fot. Rita Miernik

Polska kobieta wydaje średnio 156 zł rocznie na zakupy artykułów niezbędnych do zachowania higieny w czasie miesiączki. Książkowa miesiączka trwa średnio 4-7 dni. Pierwszego okresu dziewczynki dostają około 11-13 roku życia. Krwawienia ustają, gdy kobiety osiągają wiek około 40-50 lat. Zatem w najbardziej optymistycznym wariancie, gdzie miesiączka zaczyna się w wieku 13 lat, kończy przy 40 roku życia i trwa cyklicznie 5 dni, 156 zł rocznie musimy wydawać na zachowanie najbardziej podstawowej higieny. Nie wydają się to być jakieś olbrzymie pieniądze, jednak zwróćmy uwagę na to, że mężczyźni, z racji na ich fizjologię, zwolnieni są z przynajmniej tych kosztów.

Zaraz ktoś powie – po co kupować podpaski, można używać kubeczka menstruacyjnego. No można. Można też go nie używać. Nie o to tu chodzi. Chodzi o fakt, że tylko i wyłącznie z powodu losowego zestawu genów, połowa populacji jest zmuszana do opłacania dodatkowych artykułów higienicznych, zaś druga nie musi odkładać części zarobionych przez siebie pieniędzy na tego rodzaju zakupy. I tu pojawia się pytanie o kwestię równości płci – tak znienawidzonej i przewałkowanej w ostatnim czasie przez masmedia wartości. Patrząc pod kątem zarabianych pieniędzy i konieczności przeznaczania części z nich na okiełznanie czynności, które są od pań zupełnie niezależne – czy nie nasuwa się pytanie o kwestię refundacji tak podstawowych środków higienicznych?

150 złotych rocznie – dla jednych śmieszna sumka, dla innych poważny wydatek, na który niekoniecznie można sobie pozwolić. Osoby z biednych rodzin, zwłaszcza te młode, które nie mają możliwości zarobkowania, ulga w postaci refundowanych przez państwo artykułów higienicznych na pewno by odciążyła. Dla mnie 150 zł to pieniądze, za które można kupić kilka dobrych książek, jakiś kurs doszkalający, albo bilet kolejowy relacji Katowice-Gdańsk-Katowice i jeszcze na rybkę zostanie. Dlaczego kobiety muszą, z takiej samej jak męska pensji, odejmować sobie możliwość ufundowania sobie dodatkowej porcji wiedzy lub rozrywki? Oczywiście huraoptymistycznie zakładając, że kobiety zarabiają tyle samo ile mężczyźni na tych samych stanowiskach, bo w naszej rzeczywistości nie zawsze jest to tak proste i oczywiste.

Rita Miernik

Rita Miernik

Studentka, blogerka, copywriter, redaktorka magazynu akademickiego Uniwersytetu Śląskiego.

Komentarze