Fuzje i galwanizacje

Moda niewątpliwie dotyka nie tylko naszych ramion i kolan, ale sięga również lodówek i zagląda do talerzy, o czym już nieraz wspominałam.

Moda sama w sobie jest zjawiskiem – nomen omen – wyjątkowo ciekawym, jednakże nie ona sama w sobie skłoniła mnie dziś do refleksji. Pragnę bowiem pochylić się nad o wiele bardziej fascynującym zagadnieniem skupionym wokół tego, co tu się czasami odkuchnia i dlaczego powstają dzieła Frankensteina.

Przyciąganie przeciwieństw

Kuchnia fusion to niezwykła przestrzeń gastronomiczna, do której biletem jest odwaga. Odwaga bądź głupota, ale to zazwyczaj dotyczy również pozostałych dziedzin życia. Skupiona wokół łączenia elementów pozornie niepasujących i łamania wszelkich konwenansów, jest drogą ku chwale lub przepaści. Świetne miejsce dla tych, którzy nie lubią ograniczeń i męczy ich wędzidło tradycji. Koszmarne zaś dla tych pozbawionych wyobraźni lub pełnych automatycznych odruchów – istne pole minowe zabawy.

Nie zrozummy się źle, ja absolutnie nie jestem przeciwniczką takich rozrywek. Ba! Wielką fanką jestem, albowiem lubię się zaskakiwać i jasno stwierdzam, że chyba niczego tak się w życiu nie obawiam jak nudy.

fot. Jennifer Pallian, CC0

fot. Jennifer Pallian, CC0

Zresztą, zręcznie wykonane menu w tym gatunku to najlepszy certyfikat dla kucharza, ponieważ wymaga wysokiego kunsztu i ogromu doświadczenia, aby swobodnie żonglować technikami i grupami smaków bądź tekstur.
Jednocześnie tylko szaleńcy dostają przywilej nadziewania polskiego pieroga kimchi, czy wrzucania podgrzybków do nasi goreng. A można! I można się zdziwić.

A co jeśli niezręcznie?

Jak mawia klasyk: Przewróciło się? Niech leży. Moim zdaniem najlepiej podsumowuje to właściwe podejście do tematu. No bo który eksperyment udaje się za pierwszym razem? A nawet jeśli – konieczne są grupy kontrolne. Jeśli strach ściska kogoś za gardło już przy obco wyglądającym talerzu, gdzie indziej znajdzie on odwagę do życia?

Oczywiście należy brać pod uwagę sytuację, w której trzeba będzie opuścić laboratorium. Właściwie sytuacje są dwie: artysta ewidentnie nie jest artystą zrozumianym lub proces rozkładu denata jest zbyt daleko posunięty, aby podjąć się jego reanimacji. Okropne porównanie? E tam, grunt, że obrazowe.
W każdym ryzyku zawarte jest ryzyko porażki i ta świadomość to pierwszy klucz do sukcesu. Pamiętajmy, że technika to kwestia zaangażowania, natomiast talent jest darem od losu.

Fuzja, to proces przenikania i wchłaniania, synteza uwalniająca energię. I tak właśnie wygląda kuchnia fusion, której podejmują się bezczelni dla innych bezczelnych. To gra zaskoczeń – innych i samych siebie. Odwagi!

Kinga Wiklińska

Kinga Wiklińska

Zafascynowana smakami Azji, kucharka z zawodu i powołania. Prywatnie tworzy wegańskie słodkości i zwiedza świat z kotem Syriuszem.

Komentarze