Dzieci bawią się w pogrzeb

Świat mówi: napraw głowę, napraw serce, ubierz się w idealne ciało. Świat mówi: weź tabletkę, zrób sobie zabieg, kup sobie rozwiązanie. Świat mówi: jesteś chora, jesteś brzydka, nie chcemy Cię takiej. Świat jest pełen ekspertów.

Małe dzieci nie dostrzegają podziału między rzeczami w które wypada, a w które nie wypada się bawić.

Kiedy znajdowaliśmy martwe zwierzątko (mysz, ptaszka, ślimaka a nawet muchę) urządzaliśmy mu pogrzeb. Traktowaliśmy to zadanie bardzo poważnie. Robiliśmy trumienkę z kartonu lub plasteliny. Śpiewaliśmy Dobry Jezu, a nasz panie daj mu wieczne spoczywanie. A co najważniejsze, było to dla nas rzeczą zupełnie normalną. Gdy byłam małą dziewczynką martwe zwierzęta wydawały mi się ciekawe. Przerażające i fascynujące. Jak Chrystus na krzyżu. Na lekcjach religii zasłuchiwałam się w opowieściach zakonnicy jak ciernie wbijały się Jezusowi w mózg. Kiedy inne dziewczynki rysowały swoje wymarzone sukienki ślubne, ja projektowałam swój przyszły nagrobek. W wieku dziesięciu lat pisałam wiersze o ludziach skazanych na śmierć. Kiedy byłam mała w mojej głowie pozwalałam dziać się rzeczom dziwnym i strasznym. Dziś znów się tego uczę. Mam smołę na  dnie duszy. Potrafię popaść w głęboką melancholię. Moja melancholia jest jak wir zasysający pod taflę wody, potrafi być wszechobecna. Mój smutek, nawet głęboki i przytłaczający jest siłą twórczą. Potrafię czuć go każdą komórką ciała. I życie z nim jest całkiem wartościowe. Widzę wokół wielu przygnębionych ludzi. Widzę jak przygnębienie utrudnia im funkcjonowanie w świecie. Wiem, że wzbudza w tych ludziach poczucie winy. Pytają siebie, co z nimi nie tak. A może to ze światem coś jest nie tak! (Teraz będzie kontrowersyjna część tego tekstu, o tym, co jest nie tak ze światem.)

fot. Anastasiia Ostapovych, CC0

fot. Anastasiia Ostapovych, CC0

Żyjemy w kulturze, która nie pozwala nam cierpieć. Nie pozwala nam przeżyć utraty ani żałoby. Nie pozwala nam mieć gorszych dni, być zmęczonym, niekorzystnie wyglądać. Nie mamy przestrzeni na przeżywanie kryzysów. Natarczywie oferuje się nam rozwiązania, nawet jeśli tych rozwiązań nie chcemy. A im bardziej ich nie chcemy, tym bardziej wypycha się nas na margines.

Świat mówi: napraw głowę, napraw serce, ubierz się w idealne ciało. Świat mówi: weź tabletkę, zrób sobie zabieg, kup sobie rozwiązanie. Świat mówi: jesteś chora, jesteś brzydka, nie chcemy Cię takiej. Świat jest pełen ekspertów. Świat jest pełen ludzi, którzy dają dobre rady, specjalistów od marketingu gotowych pogłębić Twoje kompleksy i poczucie beznadziei, żeby tylko sprzedać nowy produkt i psychiatrów, którzy wypisują leki jak cukierki. To bardzo zła mieszanka. Człowiek przestaje być traktowany podmiotowo. Jesteśmy poddaniu opresji konsumpcjonizmu, a  wszystkie aspekty naszego życia są medykalizowane. Rodzimy się w szpitalach, umieramy w hospicjach, a w międzyczasie łykamy kilogramy leków. Najtragiczniejsze, że nie pozwala nam się cierpieć. Jestem przeciwna kulturze zabiegów na cellulit i leków na depresję.

Człowiek przestaje być traktowany podmiotowo. System obsesyjnego naprawiania naszych ciał i mózgów to system przemocy i opresji, wobec której najbardziej bezradne są dzieci. Z przerażeniem patrzyłam na amerykańskie reklamy sugerujące, że Adderall jest najlepszym sposobem na pozbycie się kłopotów z nadpobudliwym dzieckiem.

I jest jedna rzecz o której ciągle zapominamy. Decyzja, czy weźmiesz tabletkę nie jest tylko wyborem medycznym, ale wyborem egzystencjalnym. Ludzie różnie przeżywają życie i to jest zupełnie w porządku. A życie jest dość makabryczne. I przez tą makabrę musimy jakoś iść o własnych siłach.

Nie jestem przeciwko medycynie, nie jestem przeciwko lekom. Jeśli ktoś z nich korzysta to jego sprawa. Ale chciałabym byśmy mieli wolny wybór.

Żyjemy w świcie w którym ktoś ciągle wmawia nam, że coś jest z nami nie tak i natychmiast próbuje sprzedać nam remedium na ten problem. Jeśli nie chcemy tego kupić, to znaczy, że coś jest z nami nie tak.
A może wszystko z nami w porządku? Może to system, w którym żyjemy, wymaga naprawy nie my?

Katarzyna Durajska

Katarzyna Durajska

Etnolożka, lokalna aktywista, copywriterka. Wierzy w odwagę, wrażliwość i siostrzeństwo. Kolekcjonuje filiżanki.

Komentarze