Dla naszego dobra?

Ludzie postrzegają nadzór jako coś strasznego, ciemnego, szatańskiego, coś, czemu zdominowana, osaczona jednostka nie jest w stanie się przeciwstawić.

Na moim instagramowym koncie zamieściłam kiedyś zdjęcie z wycieczki do Czech i komentarz, w którym wychwalałam wyższość praskiego, ciemnego, lanego Kozela nad wszystkimi innymi piwami. Po powrocie do domu, na moim mailu zobaczyłam ofertę tegoż w okazyjnej cenie. Ten mechanizm monitorowania swój początek ma w koncepcji brytyjskiego utylitarysty – Jeremy'ego Benthama. Wiele lat myślał i wymyślił – panoptykon – więzienie idealne, składające się ze strażniczej wieży umieszczonej wewnątrz pierścieniowatej budowli podzielonej na pojedyncze cele. Każde z pomieszczeń miało być wyposażone w system zewnętrznych i wewnętrznych okien, tak, by ich wnętrze było zarazem dobrze oświetlone, a więźniowie odizolowani od innych więźniów. Każdy widzi każdego. Każdy jest widziany. Brzmi niegroźnie, ale na dłuższą metę psychicznie może wykończyć.

Rozmowa kontrolowana...

Focault przeniósł pojęcie panoptykonu na grunt filozofii jako symbolu nieustającej inwigilacji społeczeństwa. Roztoczył dość ponurą wizję współczesnego państwa przenikniętego siecią stosunków władzy. Uznałam to za nie lada kąsek dla literatów parających się twórczością w nurcie science-fiction, tudzież twórców pasków w publicznej telewizji. Jak się jednak okazało Orwell, Kafka i Witkacy wykorzystali panoptykon w swojej sztuce i stworzyli literackie utwory, w których motyw galopującego postępu technologicznego summa summarum doprowadzi do klęsk na wielu różnych polach.

Stanęłam kiedyś przed sklepową półką pełną bochenków chleba, uwikłana w chlebowy dylemat. Z dynią czy ze słonecznikiem? Razowy czy orkiszowy? Rozważając za i przeciw spojrzałam w górę na poruszającą się kamerę, która bezczelnie wlepiała we mnie swoje czarne oko. Gdy wieczorem przed ekranem komputera zastanawiałam się nad tym, czy do mojej cery lepiej nada się ponczo w kolorze korzenia kurkumy czy raczej egzotycznego curry, wszystkie kolejne strony internetowe, które otworzyłam ukazywały poncza stanowiące moją wewnętrzną kość niezgody. Koncepcja panoptykonu była początkowo przewidziana jako obserwacja za karę, nadzór dla skazanych. Współczesność dokonała rewolty – teraz jesteśmy obserwowani 24h/dobę dla naszego dobra.

fot. Patryk Grądys, CC0

fot. Patryk Grądys, CC0

Jest to forma prewencji ze strony państwa, ale to też nie lada gratka dla ludzi zajmujących się sprzedażą i szeroko rozumianym marketingiem. To esencja panoptykonu – więzienie przez przeświadczenie o byciu obserwowanym. Przeświadczenie o byciu obserwowanym paraliżuje. Początkowo nie wierząc w panoptykon, sama utknęłam w jednej z siedmiu miliardów cel tego więzienia, bez wizji i nadziei na ucieczkę. Czułam, jakby straszny, potężny człowiek siedział koło mnie, patrzył mi na ręce, zaglądał przez ramię. Wpędzało mnie to nieustannie w poczucie winy, czułam się jak zwykły rzezimieszek, przestępca, złodziej – człowiek, który faktycznie ma coś na sumieniu.

Szatańskie Coś

Zaczęłam szukać informacji, jak przed tym uciec. Natrafiłam na Raport o społeczeństwie nadzorowanym sporządzony przez Surveillance Studies Network dla Rzecznika ds. Informacji w 2006 r. z który trochę mnie uspokoił. Ludzie postrzegają nadzór jako coś strasznego, ciemnego, szatańskiego, coś, czemu zdominowana, osaczona jednostka nie jest w stanie się przeciwstawić. Przyjęło się utożsamiać mówienie o społeczeństwie nadzorowanym z opowiadaniem o sprawach mrocznych, mających coś wspólnego z dyktatorami i totalitaryzmem. Jednak społeczeństwo nadzorowane można próbować rozumieć jako produkt nowoczesnych praktyk organizacyjnych, nowoczesnych przedsiębiorstw, rządów i nowoczesnego wojska, a nie potajemnego spisku wymierzonego przeciwko ludzkości.

Pozwala to na uniknięcie dwóch pułapek: myślenia o nadzorze jako o spisku uknutym przez nieznane, wszechpotężne, złe moce oraz myślenia, że nadzór jest wyłącznie rezultatem nowych technologii. Jednak zauważam, że współczesne pokolenie ponad wszystko ceni sobie wolność: w relacjach, w pracy, w kwestii hobby czy podróżach. Jeszcze kilka lat wstecz ludzie nie wyobrażali sobie życia bez dostępu do social media, a dziś coraz więcej przechodzi w tryb offline i usuwa konta w internetowych serwisach społecznościowych.

Ciekawa jestem kiedy ludzie przestaną się godzić na tak inwazyjne gmeranie w ich prywatności i dokąd nas to – jako ludzkość – zaprowadzi.

Rita Miernik

Rita Miernik

Studentka, blogerka, copywriter, redaktorka magazynu akademickiego Uniwersytetu Śląskiego.

Komentarze