Cóż za okropne czasy!

Ten tekst piszę na podłączonym do gniazdka laptopie, w pokoju mam zapalone światło i grające radio, a przed chwilą zrobiłem sobie kolejną kawę w ekspresie ciśnieniowym.

Jak wszyscy wiemy, u sąsiada trawa jest zawsze bardziej zielona, za komuny było lepiej, a tak w ogóle to wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Poraża mnie jednak niekonsekwencja i brak wyobraźni u osób, które opiewają przeszłość lub po prostu niemiłosiernie narzekają na teraźniejszość. Żeby nie było – sam jestem, a przynajmniej bywam, jedną z nich…

Boję się kowala…

Średniowiecze – cóż za cudowne czasy! Na przykład Tom Hodgkinson w swoich książkach (m.in. „Jak być leniwym?” i „Jak być wolnym”) wprost rozpływa się nad tym okresem historycznym, próbując udowodnić, że ludziom żyło się wtedy jak w raju. Lubię jego książki i lubię jego poczucie humoru, ale naprawdę… Brud, brak higieny, ciągłe najazdy wrogów, wbijanie na pal czy przymusowe małżeństwa można by jeszcze przeżyć, gdybym jednak miał iść do kowala, który dorabia sobie jako dentysta – no tutaj miałbym już spore obiekcje…

Co się robi z książkami?

Powrót do natury – kolejny niby-raj. Ach, jak cudownie byłoby, gdybyśmy mieszkali nad pięknym jeziorem, otoczeni książkami i obrazami, a po naszym podwórku chodziłyby śliczne zwierzaczki. Często zdarza mi się słyszeć tego typu brednie, nawet od kobiet uzależnionych od solarium i od mężczyzn, którzy na śniadanie zjadają węglowodanowo-białkowe odżywki. Od mięsożerców kochających fast foody, którzy tym podwórkowym zwierzątkom ukręciliby łby i od nieuków, którzy nie mieliby pojęcia, co zrobić z tym stosem książek. Niekonsekwencja…

Radyjko, kawka i inne

Sprzęty elektryczne i elektroniczne – nienawidzę ich. Zawsze mi się wydaje, że gdy wyjdę z domu, to niewyłączone żelazko czy awaria instalacji sprawią, że po powrocie zastanę już tylko osmalone ściany i dopalające się resztki mojego dobytku. Jednak ten tekst piszę na podłączonym do gniazdka laptopie, w pokoju mam zapalone światło i grające radio, a przed chwilą zrobiłem sobie kolejną kawę w ekspresie ciśnieniowym. Co więcej, przed zaśnięciem znów przejrzę kilka głupawych portali na tablecie, by chwilę potem, klnąc na późną godzinę, ustawić alarm w swoim telefonie. Gdybym chciał być konsekwentny, chyba bym się zanudził…

Wyszukiwarka na polowaniu

Żyjemy w naprawdę fajnych czasach. Nie idealnych, ale też na pewno nie koszmarnych. Pomyślmy: możemy zamówić pizzę przez telefon, ludzie używają dezodorantów i pasty do zębów, a kobiety golą nogi. Gdy szef pokreśli nam cały tekst i kolejny już raz każe nam go poprawić – poprawiamy. W Wordzie. Mój wuj też miał kiedyś szefa-perfekcjonistę, tyle że musiał przepisywać poprawioną treść na maszynie. A gdy miał problem z uzyskaniem informacji, w te pędy leciał do biblioteki, bo Internet jeszcze wtedy nie istniał (nawet jako słowo), wyszukiwarką zaś nazywano samicę jamnika na polowaniu. To były czasy, nieprawdaż?…

Marcin Jaskulski

Marcin Jaskulski

Warszawiak. Z wykształcenia ekonomista. Autor powieści i poradników, bloger, copywriter.

Strona internetowa
www.contenido.pl

Komentarze