Chcę bardzo, bardzo więcej!

Żeby to czucie przemienić w jakąś przyswajalną przez innych artystyczną formę, trzeba trenować. I to ciężko. Intensywna praca, mam wrażenie, poprzez doskonalenie stylu, stanowi jednocześnie jego poszukiwanie, dążenie do coraz większej gibkości nie tylko manualnej, ale także intelektualnej, emocjonalnej.

Krzysztof Bochnacki: Mocne kolory, często kontrastowo zestawione ze sobą. Wyraziste kontury postaci i przedmiotów. Równocześnie zachwianie proporcji i co ważniejsze chyba, niejako bajkowe pozbawienie bohaterów ilustracji realizmu. Nie podejrzewam braku umiejętności... skąd więc pomysł na taką a nie inną stylistykę?

Joanna Gniady: Taki styl wykształcił się w trakcie pracy i myślę, że wciąż ewoluuje.
Nigdy nie fascynował mnie realizm w sztuce czy literaturze. Lubię wyginać rzeczywistość, zniekształcać ją, dezintegrować i układać na nowo.
Bardziej niż "fotograficzne" odzwierciedlanie świata, istotne jest dla mnie komunikowanie pewnych treści, przenoszenie odbiorcy w inny wymiar, zarówno wizualny, jak i mentalny. Poza tym, nie ukrywam, że bawi mnie zmienianie proporcji ludzkiego ciała i obdarzanie wykreowanych postaci oczami czy nosami z gigantycznego magazynu oczu i nosów przeróżnych znanych mi osób.

Wakacje i Prezenty

Wakacje i Prezenty, Hurt, CD, My Music 2009

KB: Widzisz wypracowany styl jako skończony zbiór cech do którego dążysz czy po prostu poddajesz się własnej wyobraźni i zdajesz na los?
Charakterystyczna stylistyka, choć daje rozpoznawalność, z czasem i naturalnym przyrostem liczby prac, może stać się ciężarem. Zwłaszcza, gdy stosowana zawsze i wszędzie. Może jednak zdarza Ci się ucieć od czasu do czasu od wypracowanego stylu. Kuszącą znajdujesz taką voltę czy wcale?

JG: Mam wrażenie, że styl jest czymś, co pojawia się intuicyjnie, instynktownie. Jest trochę jak charakter pisma, czy sposób ubierania. Są kolory, które bardziej do nas lgną, a ręka jakby bezwiednie kreśli takie, a nie inne kształty. Ciężko od tego uciekać.
Podobnie z wyobraźnią, na którą składa się całe niezwykle subiektywne archiwum wrażeń, doświadczeń czy fascynacji. Bez poddania się jej nie powstałaby żadna ilustracja.

white poodle

Biały Pudel

Oczywiście, zdarza mi się eksperymentować stylistycznie. Rysuję tuszem, zajmuję się grafiką warsztatową, czasem sięgam po akryle.
Uwielbiam mieć zabrudzone farbą ręce. Nie jestem zwolenniczką jakiegokolwiek wyrachowania, kurczowego trzymania się sprawdzonych technik i rozwiązań. Uważam, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, że intensywnie pracując nie jesteśmy w stanie uniknąć mniej lub bardziej wyrazistych i, co więcej, przeważnie korzystnych zmian. Niemniej jednak, wielokrotnie zdążyłam się przekonać, jak istotna dla ilustratora jest konsekwencja. Rozpoznawalności nie rozpatrywałabym więc w kategoriach ciężaru. Szanuję twórców z mistrzowską często zdolnością żonglujących stylami, ale zachwycają mnie ci, którzy są "jacyś" - zdecydowani, określeni, charakterystyczni.

Sowa Japonka

Sowa Japonka

KB: "Trening czyni mistrza", to maksyma powtarzana tak często, że aż niebezpiecznie wyświechtana, choć nieustająco prawdziwa. Jeśliby jednak, jak mówisz, styl potraktować jako zbiór cech posiadanych, odkrywanych tylko z biegiem czasu, to czy potrzebny byłby trening postrzegany jako nieustające powtarzanie tych samych czynności w dążeniu do ich, niemalże, automatyzmu?
Z drugiej strony mówisz, że intensywne uprawianie zawodu jednak prowadzi do zmian. Na korzyść. Czy zatem traktować je należy jako dopracowywanie stylu, czy  raczej jest to jego ciągłe poszukiwanie?

JG: Styl, jak już wspomniałam, to określona, często bardzo indywidualna estetyka, sposób patrzenia, myślenia, odczuwania. Ale żeby to czucie przemienić w jakąś przyswajalną przez innych artystyczną formę, trzeba trenować. I to ciężko. Intensywna praca, mam wrażenie, poprzez doskonalenie stylu, stanowi jednocześnie jego poszukiwanie, dążenie do coraz większej gibkości nie tylko manualnej, ale także intelektualnej, emocjonalnej. To ciągły, niekończący się, mniej lub bardziej świadomy i z pewnością pozbawiony automatyzmu proces.

Styl to określona, często bardzo indywidualna estetyka, sposób patrzenia, myślenia, odczuwania.

Kiedy patrzę na swoje ilustracje sprzed kilku lat, czuję, że wiele z nich teraz zrobiłabym inaczej. Zarówno pod względem warsztatowym, jak i wyobrażeniowym, mimo że wciąż byłyby to kolaże. Codzienny trening daje przede wszystkim coraz większą swobodę i odwagę, jeśli chodzi o eksplorowanie nowych rzeczy. Coś dołącza do wypracowanej układanki, coś z niej wypada. Jak się wydaje, bez końca.

KWIATY TRUJĄCE

Atropa belladonna, Kwiaty Trujące 2010/2011

KB: Doskonalenie gibkości intelektualnej. To brzmi prowokacyjnie. Czy to oznacza, że trzeba być gibkim intelektualnie w stopniu większym niż inni, by tworzyć? Nie da się bez tego?
Przyjmijmy, że rozwój artystyczny jest czymś naturalnym, zatem prace późniejsze muszą się różnić od tych z początku drogi twórczej. Oczywistym zatem jest, że wiele prac, teraz, wykonałabyś inaczej. Ale...
Czy jest wśród nich taka, której ząb czasu nie tknął? Taka, której nie zmieniłabyś ani na jotę, pomimo, że teraz jesteś w innym punkcie swojej ścieżki zawodowej? Może taka, która na tamten czas była ideałem.. i takim pozostała do dzisiaj?

JG: Wspomniałam o doskonaleniu gibkości intelektualnej oraz emocjonalnej. Absolutnie nie twierdzę, że, aby tworzyć, trzeba być bystrym w stopniu większym niż inni. Wydaje mi się jednak, że ilość zgromadzonych doświadczeń, to, co czytamy, oglądamy, przeżywamy, jak podróżujemy, o czym rozmawiamy z ludźmi, kształtuje nas artystycznie w sposób decydujący. To niesłychanie użyźnia przecież naszą wyobraźnię.

Przepuszczamy rzeczywistość przez filtr własnych zainteresowań; spoglądając na to samo, niekoniecznie widzimy tak samo.

Jeśli chodzi o moje starsze prace, dużą sympatią darzę cykl "Mali akordeoniści". Jest to zapis bardzo intensywnego, pięknego, poetyckiego snu. Tych pięć ilustracji było ideałem pod względem wiernego odtworzenia wyśnionej historii, nastroju, jaki jej towarzyszył. Chciałabym kiedyś je ożywić, przetworzyć na animację.

Robert de Montesquiou Fezensac

Robert de Montesquiou Fezensac, Święci dekadenci

KB: Jednak nieco innym chyba trzeba być?
Czyż bowiem zwykli śmiertelnicy są w stanie wyobrazić różową sowę, białego pudla w regularne kropki czy latającą książkę? Jak określić tę inność? Da się ją w ogóle określić?

Co Twoim zdaniem decyduje o wejściu w świat ilustracji, od strony wykonawczej rzecz jasna. Jakich cech szukać w sobie, by w tej trudnej dziedzinie zaistnieć, może odnieść sukces?

JG: Emil Cioran twierdził, że wszyscy jesteśmy geniuszami, gdy śpimy – rzeźnik i poeta są wtedy sobie równi. Myślę, że każdy człowiek jest w stanie sobie bardzo wiele wyobrazić, tylko nie każdy czuje taką potrzebę. Przepuszczamy rzeczywistość przez filtr własnych zainteresowań; spoglądając na to samo, niekoniecznie widzimy tak samo. Piekarz patrząc na apetyczne ciastko myśli pewnie o tym, z czego się składa, jak zostało zrobione, ja natomiast zastanawiam się, jak wyglądałoby jako bohater książki dla dzieci albo tłusta plama na wytwornej sukni. Tak postrzegam tę odmienność, ale nie jestem w stanie jej jakoś precyzyjnie określić.

Ilustrator musi szanować tekst, z którym pracuje i ludzi, którzy powierzają mu to zadanie.

Podejrzewam, że bardzo wiele elementów decyduje o wejściu w świat ilustracji. Nie będę odkrywcza, twierdząc, że przede wszystkim jest to odrobina talentu i bardzo, bardzo dużo pracy. Istotna jest umiejętność interpretowania różnego rodzaju tekstów, szukania kontekstów, symboli, oryginalnych skojarzeń, a także dość duża dawka pokory.

Just Divorced

Małżeństwo - próba generalna, Glamour 3/2012

Ilustrator musi szanować tekst, z którym pracuje i ludzi, którzy powierzają mu to zadanie. Myślę tu o dokonywaniu poprawek, braniu pod uwagę cudzej wizji, pilnowaniu terminów. A żeby zaistnieć? Do wspomnianych rzeczy dorzuciłabym wytrwałość i to, na co absolutnie nie mamy wpływu, czyli szczęśliwe zbiegi okoliczności, pojawianie się we właściwym miejscu o właściwej porze.

Wysokie Obcasy

Wysokie Obcasy

KB: Wymieniłaś cechy, które, oględnie rzecz ujmując, kłócą się z powszechnym wizerunkiem artysty jako człowieka wolnej idei, nieskrępowanej myśli, swobody przekazu. Czy więc ilustrator to bardziej artysta niosący w swoich pracach przesłanie dla świata czy jednak rzemieślnik na usługach klienta, realizujący kropka w kropkę założenia biznesowe? A może magik zgrabnie łączący jedno z drugim?

JG: Nie czuję się na tyle doświadczona i ważna, by tworzyć definicję ilustratora. Z wymienionych przez Ciebie opcji wybrałabym tę ostatnią, choć nie nazwałabym ilustratora "magikiem". Kreując wizualną reprezentację danego tekstu, idei, itp. jest się wolnym, jeśli chodzi o pomysł czy interpretację. Tekst wyznacza jednak pewne granice, sugeruje sposób myślenia, kierunek, w którym trzeba pójść.

Bawię się tym, co robię, sprawia mi to ogromną przyjemność, a z drugiej strony swoją pracę traktuję bardzo poważnie. I tego samego oczekuję od osób, które dają mi zlecenia.

Podobnie, jeśli chodzi o relacje z klientami. Nie zdarzyło mi się, by ktoś ingerował w mój styl czy wymagał rzemieślniczego realizowania jego pomysłów. Jeśli komuś nie podoba się to, co robię, po prostu się ze mną nie kontaktuje. I vice versa. Staram się bardzo szanować osoby, z którymi współpracuję, słuchać ich uwag, które często bywają uzasadnione i konstruktywne. Jestem, jak to nazwałeś, człowiekiem nieskrępowanej myśli i swobody przekazu, gdy realizuję swoje prywatne projekty.
Jako ilustratorka współpracuję, współtworzę, "współprzekazuję".

MALI AKORDEONIŚCI

Mali Akordeoniści, 2009

KB: Chciałem zapytać o Twoje relacje z klientami, bowiem w Polsce to temat drażliwy. Podobno zawsze za mało płacą, mają zbyt wygórowane żądania, zmieniają zdanie co pięć minut, i w ogóle traktują wykonawcę jak niewolnika, który ma ślepo wykonywać polecenia.
Ty jednak odpowiedziałaś na to pytanie, zanim je zadałem, a z odpowiedzi wynika, że Klient jest dla Ciebie partnerem, nie szefem. Jak sprawiłaś, że tak właśnie traktują Cię klienci?

JG: Może po prostu mam szczęście do ludzi, z którymi współpracuję (uśmiech). Jak już wcześniej wspomniałam, kluczową dla mnie kwestią jest przestrzeganie deadline'ów, choć czasem nie jest to łatwe. Nie upieram się przy swojej wizji, zanim nie poznam uwag osób, dla których wykonuję ilustracje. Bardzo szanuję ich zdanie, staram się być otwarta, wspólnie szukać najlepszego rozwiązania. Bawię się tym, co robię, sprawia mi to ogromną przyjemność, a z drugiej strony swoją pracę traktuję bardzo poważnie. I tego samego oczekuję od osób, które dają mi zlecenia.

Bracia Grimm

Bracia Grimm, Dobra Nocka w Muzeach, 2012

KB: Nie ukrywam, że Twoja wcześniejsza wypowiedź bardzo mnie zaciekawiła. Wspomniałaś o prywatnie realizowanych projektach. Czy możesz opowiedzieć nieco więcej o tym aspekcie Twojej pracy?

Przyjmijmy, że teraz jest czas na odrobinę artystycznej nieskromności. Można się chwalić... ale tak w więcej niż jednym zdaniem, proszę.

Idealny Kochanek

Idealny Kochanek, Wysokie Obcasy 7/2011

JG: Przyznam szczerze, że ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu na realizację własnych projektów. Intensywnie pracowałam nad kilkoma cyklami ilustracji, które niebawem ujrzą światło dzienne. W najbliższych dniach zapowiada się odrobinę więcej wolnego, więc wracam między innymi do tworzenia książki dla dzieci, dość szalonej i niecodziennej tematycznie. Wciąż kontynuuję cykl „Święci dekadenci”, który chciałabym powiększyć o kilka nowych portretów, ale także gadżetów. Nęci mnie idea postrzegania artystów fin de siecle’u w kategoriach „idoli”, których podobizny można dzierżyć na koszulkach czy torbach. Kończę właśnie projekt przypinek z portretami Oscara Wilde’a, Aubreya Beardsleya czy Paula Verlaine’a, t-shirty już nosi kilka osób gdzieś w świecie. Ostatnio zmodyfikowałam też bloga, który odtąd będzie pisany odręcznie i niemalże w całości ilustrowany. To przedsięwzięcie wymaga dużo czasu i systematyczności, których mi niestety brakuje, ale póki co dzielnie się staram.

Mademoiselle Karen Attention

Mademoiselle Karen Attention

KB: Wychodzi na to, że współczesny, dobry ilustrator, to twórca wiecznie zajęty, choć myślący nie tylko kategoriami komercyjnego sukcesu, ale też mierzący się z czysto artystycznymi wyzwaniami. Czyż można chcieć więcej? Czy Joanna Gniady mimo to sięga dalej, chce więcej?

JG: Joanna Gniady chce bardzo, bardzo więcej! (śmiech).

Praga - They Draw and Travel

Praga They Draw and Travel

Joanna Gniady

Joanna Gniady - foto ze strony artystki

foto ze strony artystki

Mówi się, że jest ilustratorką, mieszkającą we Wrocławiu. Joanna zajmuje się ilustracją prasową i dziecięcą, tworzy opracowania graficzne albumów z muzyką i książek, plakaty, a czasem scenografię koncertową. Współtworzy Niezależne Studio Graficzne Dot.Dot oraz współpracuje z grupą filmową Karuzela.

Do jej klientów należą: Wydział Kultury Urzędu Miejskiego we Wrocławiu, Wydawnictwo Ossolineum, Mystic Production, My Music, Mayan Films, Mayan Books, Horyzont Studio, magazyny: Wysokie Obcasy, Glamour, Style i Charaktery, Amelia's Magazine, Interstizi Magazine i inne.

Strona internetowa: joannagniady.com

Od redakcji
Materiał pierwotnie opublikowany w magazynie Graffus, udostępniony magazynowi Ruude dzięki uprzejmości autora.

Krzysztof Bochnacki

Krzysztof Bochnacki

Czasem coś napisze, czasem kogoś o coś zapyta.

Komentarze