Bo życie jest nowelą

Nie wierzę, że istnieje na świecie człowiek, który ani razu w życiu nie był w sytuacji podobnej do mojej. Jeśli tak, czekam na kamień.

Nie jestem jakoś przesadnie niezadowolona ze swojego życia… może jakoś na 25-30 procent? Ale wiecie, jestem malkontentem… nawet mając milion na koncie i tak byłabym niezadowolona, więc zasadniczo wychodzi na to, że gram w życie całkiem nieźle. Informuję o tym, ponieważ moje niezadowolenie i malkontenctwo zaczęło się gdzieś mniej więcej w wieku podstawówkowym, kiedy to dostałam najcenniejszą i najbardziej gorzką lekcję w swoim życiu, a nauczycielami byli moi rówieśnicy.

Nie zamierzam oczywiście wylewać żali, o nie nie. Chcę tylko, żebyście zerknęli na mnie nieco bardziej przychylnym okiem, zanim zaczniecie oceniać lub krytykować. Serdecznie również odsyłam do rachunków sumienia, gdyż nie wierzę, że istnieje na świecie człowiek, który ani razu w życiu nie był w sytuacji podobnej do mojej. Jeśli tak, czekam na kamień. Bring it! Jestem gotowa o każdej porze dnia i nocy. Ten tekst nie dotyczy jednak tych po złej stronie mocy. Jest hołdem, dla tych którzy niewiele mówiąc, ratują Ci życie.

fot. ian dooley, CC0

fot. ian dooley, CC0

Któregoś dnia, jakby nigdy nic, zabieram się za wykonywanie kolejnego zlecenia z serii nuda, że pochlastać się można, ale są pieniądze, więc nie musisz grzebać dzisiaj w śmietniku, aż tu nagle słyszę tiruriru informujące mnie, że mam maila. Ogólnie, mail o ósmej rano nie jest prognostykiem niczego dobrego… wiecie, jeśli ktoś zleca wam jakieś zadanie, albo proponuje wyjście na kawę, robi to pod koniec dnia, kiedy atmosfera spięcia i niechęci do ośmiu godzin pracy zaczyna stopniowo opadać. No więc siedzę tak sobie, sącząc kawę i myślę jest zdecydowanie za wcześnie, żeby psuć sobie humor i wracam do przeglądania newsów. Za chwilę kolejne tiruriru i jeszcze trzy następne. W tym momencie mam pewność, że to nie będzie dobry dzień. Dostaję zwrotki. A bo tu, tamto, a tam, to… no i tak koniec końców jakieś 2-3 godziny więcej pracy, także zajebiście. Rzucam tylko okiem na stek bzdurnych uwag, jak poprosimy więcej przymiotników, po czym w kolejnej wiadomości no, a tam z kolei mniej przymiotników.

Cóż, klient mój Pan. Odstawiam kawę, rozmasowuję skronie i kiedy myślę, że już mi tamtego dnia wąs nie drgnie, Facebook informuje mnie, że moja… koleżanka… z podstawówki aspiruje do miana gwiazdy disco polo, mając już na koncie kilka singli. Najpierw oczywiście rodzi się zaciekawienie, więc zanim oszacuję zyski i straty wysyłam link do mojej przyjaciółki. Tak, równie wrednej istoty, jak ja. Okazuje się, że ona już czuwa. Odpowiada wykrzyknikiem. Obie wiemy, o co chodzi. Odpalam klip. Po dziesięciu sekundach zagryzam dolną wargę… Oesu, jakie to jest dobre. Nie dość, że disco polo, to jeszcze paskudny tekst i fatalny wokal. Wysyłam emotkę brzoskwini, ośmiornicy, ognia i bakłażana. Moja besti wie, o co chodzi. Doczekuję do końca tego muzycznego żartu i niestety zapał minimalnie opada.

– Dosłuchałaś? – pyta z niemal obsesyjnym zaciekawieniem moja przyjaciółka.
– Tia… – jestem pewna, że czuje nutkę zawodu w moim głosie.
– Noooo – tam na końcu jest niemy pytajnik.
– Czytałaś wywiad? – rzucam od niechcenia, upijając kawę.
– Nie jeszcze – chwilowa pauza, zapewne na research. – Jak jest?
– Za dobrze – robię kolejny łyk. – Znaczy wiesz, nie jest dobrze, ale nie mogę się tak prawilnie dojebać jakby mnie w pełni satysfakcjonowało. Zalążek inteligencji wciąż jest dostrzegalny.
Chwila ciszy.
– Powiększała sobie cycki i usta – najpierw niepewnie jeden kącik, ale w sekundę za nim już śmielej pędzi drugi. – Jest dobrze?
Przeciągam się leniwie w nieco niewygodnym krześle mrużąc oczy z radości.
– O tak. Jest dobrze. Wiesz co?
– Mhm?
– Uwielbiam Cię.

Paulina Jarczok

Paulina Jarczok

Lubiący wyzwania korposzczurek, artystka i wizjonerka.
Pełna pasji samozwańcza pani psycholog, kochający ludzkość malkontent i mizantrop.

Komentarze