Wizyta Kontrolna

Robisz szybką listę zakupów w głowie, jedną ręką wciągasz na dupę spodnie, a drugą łapiesz psa pod pachę, jednocześnie zbiegając w dół klatki schodowej...

Mieliście kiedyś kiepski tydzień? Taki wiecie, naprawdę kiepski? Nie tylko praca, dom, wydatki. Beznadziejna pogoda, serial, na który zmarnowaliście kilkanaście/dziesiąt godzin swojego życia, a nawet chujowo pomalowana kolorowanka anstresowa, która swoją drogą bardziej powinna nazywać się kolorowanką antyspołeczną. Ogólnie deprecha, szkoda gadać. Na szczęście z pomocą w końcu nadchodzi ona. Jedyna, majestatyczna i zmieniająca dotychczasową grę Sobota.

Budzisz się rano, jakoś przed ósmą, bo twój organizm nie jest oczywiście w stanie w porę ogarnąć, że jest weekend. Dochodzi do tego, dopiero tak mniej więcej gdzieś w okolicy poniedziałku. Jednak to nieważne, bo otwierając jedno oko, już wiesz, że to ten dzień. Dzień, w którym możesz położyć członek na absolutnie wszystko i wszystkich, zakopując się głębiej pod ciężką flanelową pościelą. Aż tu jeb! SMS. Jeszcze nie myślisz nic. Wiesz, że cokolwiek by to nie było, dasz radę to olać. Odczytujesz. Kurwa mać.

Pamiętaj, że wpadamy dzisiaj z tatusiem na obiadek :). Będziemy koło 14.00.

Odruchowo spinają ci się wszystkie mięśnie. W końcu zaczynasz rozumieć system obronny oposa, ale wiesz, że w twoim życiu to już niczego nie zmieni. Szarpiesz swoją drugą połówkę, żalisz się, na co ona odpowiada Daj mi jeszcze pospać kotek, pomogę ci później. Oczywiście wiesz, że nie pomoże. Zaczyna wzbierać w tobie złość, ale po chwili uświadamiasz sobie, że gdyby sytuacja była odwrotna, wyglądałaby tak samo. Przeklinając pod nosem, wstajesz. Szybki check mieszkania – jest źle. Dwa strzały z liścia, nie panikuj. Może odwołać? Nie… wiesz, że to będzie już chyba piąty raz z rzędu. Czas się zmierzyć z problemem, jak osoba dorosła, którą podobno już od kilku lat jesteś. Sprawdzasz spichlerz, wieje smutkiem i ostatnim tygodniem przed wypłatą. Czas na zaskórniaki, albowiem czarna godzina nadeszła.

fot. Nikolas Noonan, CC0

fot. Nikolas Noonan, CC0

Robisz szybką listę zakupów w głowie, jedną ręką wciągasz na dupę spodnie, a drugą łapiesz psa pod pachę, jednocześnie zbiegając w dół klatki schodowej. To jest to, to twój czas, twój żywioł. Piesek odcedzony, zatem czas na zakupy. Wiesz, że trzeba to dobrze rozegrać. Musisz ugotować coś kalorycznego, żeby mama nie płakała, jaka jesteś chuda, ale też zdrowego, żeby nie czepiała się, że jesz śmieci. Idealne będzie guacamole, nieważne do czego. Awokado jest drogie, prestiżowe i zdrowe więc wygrywasz na każdym możliwym polu. Podchodzisz do stoiska z warzywami, stoją one, monitorujące-wszystkowiedzące. Ruch zatamowany na dobre dziesięć minut.

Nie kurwa – myślisz lakonicznie – albo teraz, albo nigdy.

Przeciskasz się bez pardonu, odrywasz jednorazówkę, zabierasz babciom warzywa spod nosa i odchodzisz, nie zwracając uwagi, na rzucane pod twoim adresem komentarze. Na twoje nieszczęście cały sklep zwraca uwagę. Mają cię za cwela, ale ty się nie poddajesz, masz tajną broń. Słuchawki. Wypinasz nienaturalnie pierś do przodu, eksponując biały kabel. Nagle wrogie spojrzenia ustają, mówiąc Aaaa słuchawki, pewnie nie usłyszała, że te Panie miały jakiś problem, olać. Uśmiech pojawia się na twojej twarzy, wiesz, że właśnie stałaś się panią życia. Zhakowałaś system. Możesz wszystko. Która godzina? Dochodzi dziesiąta, nie wiesz, jak to się stało, ale jedyne co możesz zrobić, to się z tym pogodzić. Płacisz, wybiegasz ze sklepu. Czas na porządki.

Twój ukochany śpi, co było raczej oczywiste, ale i tak odczuwasz nutę zawodu, gdzieś na dnie żołądka. Wyciągasz mięso z zamrażarki, doczytujesz ostatnie wersy przepisów i zabierasz się za porządki. Pranie, fugi, psia sierść, świeży koc i poduszki na kanapie to podstawa. Twój ukochany tuż po rozpoczęciu procedury wstawania z łóżka dostaje od ciebie mopa do ręki. Pozostawiasz go bez wyjaśnień, jest bystry, sam ogarnie. Jest dwunasta, idziesz pod prysznic. Jak napisała, że, czternasta to będą o trzynastej. Gdy twój ukochany zmaga się z postawieniem mopa na podłodze, ty zmagasz się z niemal nieodpartą chęcią mordu. Wdech, wydech. Mięso się jeszcze nie rozmroziło. To nic, najpierw i tak wjedzie na stół herbata, Dasz radę, wiesz, że dasz. Mieszkanie posprzątane, mężczyzna odziany, składniki na obiad niemal gotowe do wskoczenia na palnik i nagle dzwonek. Nie jest źle, ta dupa mogła być czarniejsza. Otwierasz drzwi, witasz się z uśmiecham na ustach, aż tu nagle dostajesz między żebra słowami swojej rodzicielki Jest taka piękna pogoda, może wybierzemy się na spacer? Można iść później na obiad do restauracji.

Uśmiechasz się. Jesteś spokojna. Myślami podróżujesz gdzieś w bezkresnej czarnej dziurze wypełnionej kociakami, jednorożcami i przytłaczającą wszystko mroczną pustką.

Jasne. Na spacer.

I co? I żyjesz dalej, bo wiesz, że cokolwiek by się dziś nie wydarzyło, spędzisz ten dzień z prawdopodobnie jedynymi ludźmi na świecie, którym na tobie naprawdę zależy.

Paulina Jarczok

Paulina Jarczok

Lubiący wyzwania korposzczurek, artystka i wizjonerka.
Pełna pasji samozwańcza pani psycholog, kochający ludzkość malkontent i mizantrop.

Komentarze