Twórcza hibernacja

Zazdroszczę tym, którzy na przekór panującej sytuacji nie ustają w twórczych próbach. To godne podziwu, że wbrew powszechnym nastrojom nadal zgłębiają swoje zainteresowania i idą naprzód własną, ściśle wyznaczoną ścieżką.

Zazwyczaj pisanie felietonów idzie mi całkiem gładko: dość szybko wpadam na nowe pomysły, a w myślach automatycznie pojawia się wstępny zarys tekstów. Sam proces twórczy jest bardziej skomplikowany – napisana treść to połowa sukcesu, drugi istotny składnik to korekta (chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy mówiąc, że właśnie część rzemieślniczą lubię najmniej). Co jednak zrobić w sytuacji, gdy człowiek siada przy biurku, a w głowie koncepcyjna pustka?
Przyznać się do tego, wzorem Kasi Nosowskiej w Teksańskim?

Herbata stygnie zapada mrok
A pod piórem ciągle nic
Obowiązek obowiązkiem jest
piosenka musi posiadać tekst.
Gdyby chociaż mucha zjawiła się,
Mogłabym ją zabić
a później to opisać...

Wiem, że u mnie kryzys twórczy jest przejściowy i niedługo moje szare komórki przebudzą się z kreatywnej hibernacji. Chyba wszyscy się z resztą zgodzicie, że cała ta przymusowa ostrożność, widok zakrytych maseczkami bliźnich i ich zaparzających się w rękawiczkach dłoni nieszczególnie przysparza energii witalnej.

fot. Kelly Sikkema, CC0

fot. Kelly Sikkema, CC0

Miałam na ten okres bardzo ambitny plan i do pewnego czasu konsekwentnie go realizowałam: przez pierwszy tydzień pisałam po kilka stron nowej książki dziennie, później wnikliwie sprawdzałam efekty moich wysiłków i poprawiałam niedociągnięcia. W drugim tygodniu witałam się z Wordem już dwa razy rzadziej, a obecnie? Lepiej nie mówić. Szkoda, bo stanęłam na ciekawym fragmencie, który mogłabym interesująco rozwinąć. Jasne, praca pisarza ma z weną mało wspólnego. Tu bardziej liczy się systematyczność i dyscyplina, ale kiedy perspektywa pisania nie budzi we mnie choć odrobiny radości, wtedy po prostu na chwilę odpuszczam.

Czy moje dzisiejsze autobiograficzne wynurzenia posiadają jakąś puentę? Owszem – jeżeli i Was dopadła kreatywna niemoc, jeśli z szumnych planów samodoskonalenia na razie nic nie wychodzi, dajcie sobie na wstrzymanie. Może powinniście odstawić na boczne tory intensywną naukę języków, czy internetowy kurs gotowania i zamiast tego przejść się na spacer (zachowując dystans), obejrzeć dobry serial lub poczytać? Nie nakładajcie na siebie niepotrzebnej presji i nie podnoście sobie ciśnienia, bo rezultaty Waszych działań raczej nie okażą się w takich okolicznościach zadowalające. Pasja najpełniej rozkwita w sprzyjających warunkach, a stan globalnej pandemii niespecjalnie przecież uskrzydla.

Zazdroszczę tym, którzy na przekór panującej sytuacji nie ustają w twórczych próbach. To godne podziwu, że wbrew powszechnym nastrojom nadal zgłębiają swoje zainteresowania i idą naprzód własną, ściśle wyznaczoną ścieżką. Wierzę, że i u mnie wkrótce minie literacki blok. Póki co, wolę się przejść do lasu, ugotować coś dobrego albo zabrać za wiosenne porządki. Nie czuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, bo w końcu kreatywność nie jest studnią bez dna i uzupełnianie jej zasobów czasem trochę trwa. Uzbroję się więc w cierpliwość i spokojnie poczekam, aż na horyzoncie inspiracji znów wstanie słońce.

Marta Wiktoria Kaszubowska

Marta Wiktoria Kaszubowska

Doktor filozofii, autorka dwóch powieści beletrystycznych - Zapach tytoniu i Brakujące ogniwo, kulturoznawca.

Strona internetowa:
linkedin.com/marta-wiktoria-kaszubowska

Komentarze