Rodzina to wspaniały wynalazek

Chociaż to prawda, że często najlepiej wychodzi się z nimi na zdjęciu, to jednak naprawdę docenić ją można wtedy, kiedy jest rozsiana po całej Polsce i widuje się ją tylko od wielkiego dzwonu.

Niezależnie, czy to ciotka z Lublina przyjeżdża, żeby pochwalić się sukcesami jej ukochanego syna na studiach, czy odległe wujostwo spod Tarnowa akurat było przejazdem, który był im zupełnie nie po drodze, relacje warto utrzymywać, i to regularnie. Znakomitą okazją do kontaktu z matką chrzestną, której nie widziało się od dwunastu lat jest wysłanie jej kartki świątecznej. Łatwa data do zapamiętania, a przy tym teraz kartki mają już gotowe życzenia, więc nie trzeba ich nawet wymyślać. Ewentualnie wystarczy krótki esemes o tak przecież wiele mówiącej treści wesołych świąt.

Moja rodzina jest niewielka, za to właśnie rozrzucona. Dzięki temu nie cierpię na natłok ślubów, pogrzebów, imienin i chrzcin, które drenują portfel równie szybko, jak psychikę. Ale zawsze, kiedy trafi się okazja, dbam o to, żeby spędzić trochę czasu z rodziną. To w końcu krew z krwi i kość z kości. Nie mojej krwi i nie moich kości, ale z częścią jestem spokrewniony. Z tej części kilkoro nawet znam z imienia.

fot. Sandy Millar, CC0

fot. Sandy Millar, CC0

Rodzina zawsze wspomoże – kiedy nie masz co robić w sobotnie popołudnie, pewnie znajdą się imieniny stryjka, na których po prostu nie wypada się nie pojawić, bo będą kuzyni jego synowej. W końcu nie można takiej okazji pozwolić przepaść. Babka cioteczna na pewno doceni krewnego, który pracuje jako wolny strzelec i będzie można jej wyświadczyć przysługę i zawieźć do lekarza na komplet stu szesnastu badań, które każdy senior musi wykonać przynajmniej osiem razy do roku. Dobra karma wraca, podobno, czasem, być może, tak mówią. To wspaniale, że babka cioteczna może pozwolić na wyczyszczenie sobie paru małych grzeszków.

Wizyta rodzinna to niezwykły czas. Doskonała okazja, żeby wymienić się historiami, powspominać dzieciństwo, które spędziło się z kuzynem na ryzykowaniu życia, a nawet zdrowia podczas eskapad, które się fizjonomom nie śniły, a tak w sumie to cud, że my to dzieciństwo w ogóle przeżyliśmy. Także żarty na bok – kiedy w odwiedziny przyjeżdża dawno niewidziana część rodziny, to po prostu nie można nie być na kolacji (za wyjątkiem sytuacji, w której jest to rodzina znienawidzona przez wszystkich, ale nie wchodźmy w precedensy).

– O, przyjeżdża twoja rodzina? – pytają czasem moi znajomi. – To co, chcesz gdzieś wyjść w tym czasie? Mamy wolną kanapę/fotel/dywanik w łazience, jak chcesz to cię przechowamy.
– Nie ma mowy – odpowiadam stanowczo. – Nie widziałem się z nimi tu-wstaw-okres, lubię ich, nie mogę nie być. Dzięki, nie skorzystam.

Bo widzicie, dobry ze mnie członek. Rodziny, ma się rozumieć. A ponieważ swoją widuję nierzadko raz na kilka lat, to jeśli tylko mam możliwość, z wyprzedzeniem czekam pod drzwiami, żeby przywitać ich w naszych skromnych progach. W końcu żal tracić każdą minutę wizyty, kiedy przyjeżdżają z daleka.

Ale chyba już pora kończyć te wywody, bo rodzina przyjechała już dwie godziny temu. Pora w końcu wyjść z pokoju i się przywitać, bo nie mogę się już dłużej wymawiać, że za chwilę, bo piszę tekst. Gotowi pomyśleć, że tworzę epopeję.
Dobrze, że będzie wino…

Michał Zawisza Woyczyński

Michał Zawisza Woyczyński

Anglista, dziennikarz, PRowiec z wykształcenia, zamiłowania, zawodu i innych zrządzeń losu. Obserwator, magister sarkazmu i samokrytyki.

Komentarze