Psychologia nie nadążyła

Pamiętacie testy typów osobowości Sokratesa? Chyba każdy robił je na jakimś etapie swojego życia - a mi niezmiennie w każdym wychodziło to samo. Jestem sangwinikiem cholerykiem. Przewidywano dla mnie, na ich podstawie, karierę wśród ludzi, na scenie, wystąpienia publiczne. I co?

I jajco.

Chociaż marzyłem o karierze aktora, piosenkarza, gwiazdy, jak większość z nas skończyłem za biurkiem. Tyle dobrego, że już na swoim i w branży kreatywnej, bo jakbym został księgowym, to bym się (bez urazy dla księgowych!) powiesił na spłuczce.

Część z tego, co piszą o sangwinikach i cholerykach wciąż do mnie pasuje. Daleko nie szukając – oto publicznie obnażam swoje wnętrze w internecie, nadal dużo gadam, opowiadam historie, które kluczą nie gorzej niż Amazonka, gdyby Amazonka była na ciężkim haju i właśnie zeszła z karuzeli, i mówię tu o rzece, nie o plemieniu wojowniczych kobiet. Nie cierpię rutyny, schematów, chociaż jak chyba każdy, mam swoją ulubioną drogę do sklepu i ulubioną ze sklepu – nigdy ich nie zamieniam.

Inne testy osobowości wrzucały mnie z uporem godnym lepszej sprawy do worka z ekstrawertykami. Nawet się z tym zgadzałem – sam siebie określam zwierzęciem stadnym, lubię towarzystwo innych i źle się czuję, kiedy przez dłuższy czas nie mam się do kogo odezwać.
Zazwyczaj.

fot. Ruth Archer, CC0

fot. Ruth Archer, CC0

Co jakiś czas trafiają się dni, kiedy nie marzę o niczym innym, jak tylko żeby wyjść z biura, z knajpy czy od znajomych, a każde kolejne słowo, które muszę powiedzieć, albo które słyszę, sprawia mi ból metafizyczny w głębi duszy. Fantazjuję wtedy o leżeniu przy laptopie i oglądaniu bzdur, słuchaniu muzyki, czytaniu książki w kompletnej ciszy.

Trochę to godziło w mój samoogląd ekstrawertycznego lwa salonowego, stand-upera amatora, bajarza rodem z teatru jednego aktora i minstrela porywającego serca. Jak to tak, zawsze ładowałem baterie w tłumie, a teraz co? Czyżbym zdziadział? Może tak wygląda starość? Na standardy starożytne to jestem już nestorem.

Uświadomiła mnie przyjaciółka – to się nazywa ambiwertyzm. Brzmi jak coś, co wymyślił Lem czy inny Dick, ale nie, okazuje się, że psychologia, bez niespodzianek, wyróżniła ten typ osobowości. To ci, którzy lubią przebywać między ludźmi, ale czasem potrzebują zamknąć się z kocykiem w pokoju i oglądać serial, do nikogo się nie odzywać. Zagadka wyjaśniona w klasyczny sposób – nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani, musiałem poczekać. I już wiem, że bycie samym jest dla mnie dobre i zdrowe. I ochoczo praktykuję higienę umysłu w zaciszu własnych czterech ścian.

Bycie samym i bycie samotnym to nie to samo. To dwa zupełnie różne światy.
Tylko czasem, między jednym odcinkiem a drugim, zastanawiam się, które pasuje do mnie.
I sam już nie wiem.

Michał Zawisza Woyczyński

Michał Zawisza Woyczyński

Anglista, dziennikarz, PRowiec z wykształcenia, zamiłowania, zawodu i innych zrządzeń losu. Obserwator, magister sarkazmu i samokrytyki.

Komentarze