Największy cham na świecie

Idę o zakład, że wiele osób, już widząc sam tytuł tego tekstu, pomyślało o kimś ze swojego otoczenia. Być może o koledze z pracy, pseudo-przyjaciółce, wrednej teściowej albo gburowatym taksówkarzu, na którego zbyt często trafiają, jeżdżąc z ulubioną korporacją.

Każdy z nas wymienić może przynajmniej kilku znajomych chamów, bo co jak co, ale chamstwo zawsze miało się dobrze. Miało się dobrze za komuny i w kapitalizmie, w Internecie i poza nim, w biznesie i w życiu prywatnym. Jednak ostatnio pomyślałem sobie, że to naturalne. Tak musi być. Tyle że największym chamem na świecie wcale nie jest żadna z wyżej wspomnianych osób – jest nim gość, którego imię zaczyna się na „L”…

Przyczajony L.

Asia była piękną, dwudziestoletnią dziewczyną. Niespecjalnie imprezową – raczej z tych grzecznych i dobrze wychowanych. Nie piła, nie paliła i zdrowo się odżywiała. Patrząc na to z boku zawsze twierdziłem, że sporo ją przez to omija, ale też – do cholery – każdy decyduje za siebie! Oczywiście dopóki w jego sprawy nie wtrąci się L.

CC0

fot. Stefan Schweihofer, CC0

Wzorowa, podręcznikowa wręcz rodzina. Zaradny facet, poświęcająca się ognisku domowemu kobieta, dwójka cudownych dzieci. Wszyscy cieszyli się na nadchodzący wyjazd nad morze. Mówi się, że czasem podróż do celu sprawia tak samo dużą radość, jak jego osiągnięcie. Piękne krajobrazy mijane po drodze, wspólne śpiewy i zabawy w aucie, radość i beztroska. No i niestety L., który oczywiście musiał dorzucić swoje trzy grosze…

Złoty chłopak z głową do biznesu. Tysiące myśli na minutę, urocza nadpobudliwość, ogromna ciekawość świata. Sukces za sukcesem, wyróżnienie za wyróżnieniem. Praca w wymarzonej firmie, mnóstwo przyjaciół, piękna narzeczona. Na dodatek nowy, rokujący biznes. Biznes, w którym L. również miał wziąć udział, choć złoty chłopak wtedy jeszcze o tym nie wiedział…

Atakujący L.

L. kocha takie sytuacje, jak powyżej. L. uwielbia się wtrącać. L. lubuje się w psuciu, mieszaniu i dokuczaniu. L. zawsze gdzieś się czai, ale jest skurwiel niewidoczny i korzysta z tego. A potem, w odpowiednim momencie, atakuje…

Asia pewnie z czasem by się rozkręciła i zaczęła korzystać z życia, w końcu miała dopiero dwadzieścia lat. Jednak L. zdecydował inaczej. Zmarła na nowotwór płuc. Dlaczego płuc? Przecież nawet nie paliła! „Co z tego?” – spytałby ironicznie L.

Wzorowa rodzina podziwiała właśnie krajobrazy, wesoło podśpiewując. Do celu zabrakło 19 kilometrów. „Po prostu znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie” – tak ująłby to L. Czołowe zderzenie z tirem raczej nie daje szans na przeżycie, ale im się udało. Prawie wszystkim. Poza matką…

Złoty chłopak wierzył w ten biznes. Dokładnie wszystko sprawdził. Tak sądził, choć nie było to prawdą. Interpretacje prawne bywają bardzo różne, a urzędy skarbowe i prokuratura nie do końca dają wiarę komuś, kto zapewnia, że nie wiedział, iż bierze udział w czymś nielegalnym. Dają jedynie czas na przemyślenie sprawy raz jeszcze – w tym wypadku było to pięć lat. L. wzruszył tylko ramionami, bredząc coś o skaczącej kózce, łamiącej nogę…

Nielogiczny L.

Czy w tym wszystkim jest w ogóle jakaś logika? Oczywiście… że NIE MA.
L. nienawidzi logiki – brzydzi się nią. Nic dziwnego – logika byłaby dla niego przeszkodą. Utrudniałaby mu działanie. Uprzykrzałaby mu życie. Przysłowiowo, bo L. nie ma życia – on po prostu jest. Istnieje. Dlatego w pewnych sytuacjach rozkłada się tylko ręce i mówi: cóż, taki LOS. No bo co więcej można powiedzieć?

Marcin Jaskulski

Marcin Jaskulski

Warszawiak. Z wykształcenia ekonomista. Autor powieści i poradników, bloger, copywriter.

Strona internetowa
www.contenido.pl

Komentarze