Na mojej półce...

Budzik nie zadzwonił. Po kilku sygnałach - słońce silnie prześwitywało przez żaluzje i ostro raziło po oczach, w mieszkaniu było niemiłosiernie gorąco, sprawdziłem godzinę - zorientowałem się, że zbliża się południe.

Nie zdążę więc do pracy. We wtorek…

W poniedziałek wykończyła mnie do tego stopnia, że wieczorem wypiłem kilka kolejek, za dużo, i teraz męczyło mnie nie tylko uczucie życiowego niespełnienia i stresu związanego z nieobecnością w pracy, ale także kacenjamer, jak po zakopiańskim weselu na którym pito śliwowicę z glinianych dzbanków. Takiego nie powstydziłby się nawet Witkacy.

Przez myśl przeszło mi, że może powinienem ogarnąć swój nędzny żywot.

Zwlekając się z łóżka marzyłem o śniadaniu, świeżej kawie i szklance zimnej wody mineralnej z cytryną. Lodówka świeciła pustkami, musiałem więc zadowolić się kranówą. O telefonie do pracy nie było mowy, nie wiedziałbym jak wytłumaczyć nieobecność. Pójdę jutro, a gdy wytrzeźwieję na tyle, by mój mózg był w stanie wykreować przekonujące brednie, coś nazmyślam.

Prawdopodobnie i tak mnie wyleją.

Przerdzewiała kranówa obudziła mnie na tyle, że poczułem ból. Spojrzałem na prawy kciuk. Cudownie… Po prostu cudownie, pęknięty. Ale nie wszerz, a wzdłuż, prawie przez sam środek i do końca. Jeszcze tego brakowało. Będzie goił się tygodniami, o pracy mogę zapomnieć a przecież mnie wywalą i żadnego L4 nie dostanę…
Zakleiłem palec plastrem. Usiadłem w fotelu tępo wodząc wzrokiem po mieszkaniu. Wszystko w moim życiu się waliło. Kac mnie męczy, stracę pracę, nie zapłacę rachunków, kac mnie męczy, lodówka pusta, dziewczyna odeszła, kac mnie męczy, nienawidzę swojego życia i do tego pękł mi paznokieć.

Czy może być gorzej?

Spojrzałem na półkę, na której stała jedyna, poza mną, żywa istota w tym domu – długa, zielonkawa roślinka, absurdalnie wyginająca się w kierunku okna, aby złapać jak najwięcej promieni słonecznych.
Schowałem twarz w dłoniach. „A więc nie tylko ja więdnę tu, próbując sięgnąć gwiazd. Jak w takim razie pokierować swoim życiem, co zrobić aby odzyskać szacunek do siebie i robić to co naprawdę kocham i być znów dumnym ze swoich osiągnięć? Czy jest jeszcze nadzieja…”

Huk doniczki uderzającej o podłogę przerwał moje rozmyślania. Kwiatek zeskoczył z półki i popełnił samobójstwo.

Brunon Kawka

Brunon Kawka

Za dnia copywriter, nocą przywdziewa płaszcz Konrada i staje do boju na froncie literatury. Sprzedaje wiersze za tytoń i kawę.

Komentarze